Teraźniejsza Prawda nr 534 – 2015 – str. 46

oślepić osąd, który nie poddaje się kierownictwu i instrukcji jedynego prawdziwego przewodnika – Słowa Bożego. Jak łatwo mogą sprawić, że to, co jest szlachetne, prawdziwie silne i podobne do Bożego wydaje się słabe i dziecinne, a to, co jest słabe, samolubne i zwierzęce, przedstawić, jako silne, mężne i zacne!

      Wszyscy powinni zrozumieć, że skłonności, impulsy i upodobania upadłej ludzkiej natury są zwykle przeciwne temu, co właściwe, szlachetne i prawdziwie pożądane. Każdy powinien postępować według jakiegoś standardu – albo standardu cywilnego, którym rządzi się świat, albo standardu Bożego. Można jednak żyć w zgodzie z literą prawa, a naruszać jego ducha. Prawo Boże to najwyższy standard prawny, a duch Boskiego Prawa jest ucieleśniony przez Złotą Regułę. Cały świat uznaje ten standard za właściwy, a z pewnością lud Pana powinien przykładać swoje czyny, słowa, a nawet myśli do tego standardu. Wówczas będzie panować nad swoim duchem. Słowo duch użyte w Przyp. 25:28 oznacza nasz umysł i impulsy naszej natury. Mamy nad nimi panować. Znaczy to, że gdy w umyśle pojawia się myśl, albo, gdy czujemy pewien impuls, powinniśmy szybko rozpoznać charakter takiej myśli lub impulsu, a jeśli nie są one w harmonii z zasadami sprawiedliwości lub z naszym zobowiązaniem, jako dzieci Bożych, powinniśmy natychmiast im się oprzeć. Jeżeli nie jesteśmy w stanie sami tego dokonać, co często się zdarza, nasze serce powinno szybko udać się do Pana po Jego obiecaną łaskę ku pomocy w czasie potrzeby. Kiedy czujemy pobudkę do jakiegoś działania lub do obrania jakiegoś kierunku, musimy dokładnie rozważyć tę kwestię i zadecydować czy jest ona sprawiedliwa lub właściwa w danych okolicznościach, zwracając się o kierownictwo do naszego niezawodnego źródła pomocy.

      Świat powiedziałby, że to zbyt rygorystyczne, że on ma więcej przyjemności w czynieniu własnej woli. Wiemy jednak, że przez czynienie swojej woli często popada się w trudności. My, jako chrześcijanie zobowiązaliśmy się nie podążać za własną wolą. Zrezygnowaliśmy z niej i w jej miejsce przyjęliśmy wolę Bożą. Im bardziej zaawansowany chrześcijanin, tym bardziej powinniśmy się spodziewać, że będzie w stanie panować nad swoim duchem, „burząc rady i wszelaką wysokość, wynoszącą się przeciwko znajomości Bożej, i podbijając wszelaką myśl pod posłuszeństwo” (2Kor. 10:5), wobec woli Bożej w Chrystusie. Ponadto, panując nad naszym umysłem i myślami, będziemy panować także nad językiem. Gdyby dana myśl nie istniała w głowie, język by jej nie wypowiedział. Bardzo niebezpiecznie jest mówić lub robić rzeczy pod wpływem chwilowego odruchu, którego nasze serce i nasz poświęcony osąd by nie zaaprobowały. Stąd wynika konieczność podporządkowywania sobie myśli i odruchów. Musimy zadać sobie takie pytania: Jaki skutek moje słowa lub czyny wywrą na drugich? Czy uczynią szkodę? Czy kogoś skrzywdzą? Czy spowodują niepotrzebny ból, czy przyniosą dobro? Badając samego siebie i panując nad swoim duchem, dziecko Boże pokazuje szczere pragnienie swojego serca, aby być przyjemnym dla Pana i wiernym swym zobowiązaniom. Tym, którzy nauczą się panować nad swoim duchem zgodnie z wolą Ojca, On z zadowoleniem powie: „To dobrze, sługo dobry i wierny! gdyżeś był wierny nad małem, nad wielem cię postanowię; wnijdź do radości pana twego” (Mat. 25:23).

JAK SAMOKONTROLA MOŻE WYROBIĆ SIŁĘ CHARAKTERU?

      Jako chrześcijanie powinniśmy zapytać siebie: „Czy jestem w stanie sprawować kontrolę nad swoim duchem?”. Z początku chrześcijanin nie ma mocy, by kontrolować się we wszystkim, ale w miarę jak uczy się praktykować samokontrolę w małych rzeczach, coraz lepiej czyniąc to, co potrafi w myśli, słowie i czynie, będzie rósł w sile charakteru. Budowę charakteru można porównać do budowania naszych mięśni – wymaga to codziennego ćwiczenia tychże mięśni, a także właściwego karmienia ich dzień po dniu, aż rozwiniemy je dla naszej korzyści.

      Tak samo jest z chrześcijaninem podczas rozwoju charakteru. Jeśli codziennie będziemy ćwiczyć samokontrolę, stopniowo osiągniemy silny charakter, co będzie dla nas korzyścią nie do przecenienia w naszym chrześcijańskim boju. Kultywowanie samokontroli powinno się w człowieku rozpocząć jeszcze przed urodzeniem – tak, już w chwili poczęcia. Matka powinna praktykować samokontrolę, by takie usposobienie mogło wycisnąć się w umyśle jej nienarodzonego dziecka i by mogło przyjść na świat w znacznie lepszym stanie. Ten duch samokontroli będzie się wówczas rozwijał w dziecku po narodzinach, pod odpowiednią instrukcją rodzica, tak aby zbliżając się do dorosłości, potrafiło wykazywać bardziej naturalną samokontrolę. Jeśli wychowywana z taką troską jednostka wyrośnie na dziecko Boże, stanie się bardzo szlachetnym chrześcijaninem, silnym w Panu i pomocnym dla innych. Nie wszyscy jednak mają tę wrodzoną przewagę i dlatego muszą walczyć tym bardziej zdecydowanie.

      W żadnym innym miejscu nie widać lepiej dowodów naszej zdolności do panowania nad swoim duchem niż w naszym własnym domu. Samokontrola jest ważną kwestią w relacjach pomiędzy mężem a żoną, rodzicem a dzieckiem, bratem a siostrą. Walka z samym sobą jest największą bitwą, którą musimy toczyć, a Słowo Boże głosi, że „kto panuje sercu [KJV – „duchowi”] swemu, lepszy jest, niżeli ten, co dobył miasta” (Przyp. 16:32). Taki chrześcijanin jest lepszy, ponieważ nauczył się kierować wolą i przejawiać stanowczość wiernego charakteru w kierunku samokontroli. Siła moralna jest nieskończenie szlachetniejsza i powinna być bardziej pożądana niż największa siła fizyczna lub najbystrzejszy umysł. Tylko wówczas, gdy pokonamy samych siebie, gdy staniemy się panami naszego ciała, gdy wyciągniemy belkę z własnego oka, gdy stłumimy w swoim sercu gniew, złośliwość, nienawiść i kłótliwość, będziemy w stanie pomagać braciom, bliźnim, wspierać ich – przez swój przykład – w zwyciężaniu ich trudności i słabości.

poprzednia stronanastępna strona