Teraźniejsza Prawda nr 558 – 2021 – str. 46
swego Syna. (2) Wkrótce w naszym sercu formuje się nowa miłość – miłość bezinteresowna, która zachwyca się Nim, ponieważ On jest najwyższym (zaraz po Ojcu) uosobieniem wszystkiego, co dobre. Kochamy Go, bo tak bardzo daje się kochać jako wzór dobra – dokładne odwzorowanie charakteru Ojca. Taka miłość jest oddzielona i różna od obowiązku, gdyż wynika raczej z rozkoszowania się, radowania dobrymi zasadami. Jezus jest absolutnym uosobieniem wszystkiego, co piękne, cudowne, godne oceny i zachwytu. Otrzymujemy ten rodzaj miłości do Niego poprzez dochodzenie do wyższych prawd.
Nie tracimy jednak w tym momencie miłości obowiązkowej, ponieważ kochamy Go zarówno za dobro, które dla nas uczynił, jak i za to, jakim On jest. Ten drugi aspekt jest wywoływany naszą reakcją na nauczanie, jakie otrzymujemy przy usprawiedliwieniu, ale szczególnie przy poświęceniu. Przy poświęceniu widzimy w Nim ideał, wzór, który chcemy naśladować, przykład, za którym chcemy podążać – Tego, w którym znajdujemy najwyższą (po Ojcu) radość i przyjemność. Im więcej zdobywamy prawdy, tym więcej miłości rozwijamy, a im więcej jest tej miłości, tym bardziej On napełnia nas prawdą. W miarę jak odpowiadamy przez zachowywanie tych przykazań, pojawia się jeszcze więcej miłości – i tak dalej. Jest to przez cały czas kwestia dawania i otrzymywania. Stosownie do tego jak reagujemy, On przyciąga nas coraz mocniej do bliskiej społeczności z sobą.
Jednym z dowodów posiadania Ducha jest właśnie to: czy kochamy Jezusa? Nie świadczą o tym głośne wyznania, które drażnią uszy tych, którzy je słyszą, ponieważ nasze życie nie jest w zgodzie z naszymi słowami – jak mówi powiedzenie: „Twoje czyny mówią tak głośno, że nie słyszę twoich słów!”. Nie wystarczą także życzenia, które same w sobie są dobre, ale jeśli poprzestaniemy tylko na nich, nie zbudujemy silnego charakteru, który zaprowadzi nas do Królestwa. Musimy wesprzeć nasze życzenia czynami. Żadna z tych rzeczy nie pokazuje, że kochamy Jezusa. Nie dowodzą tego uroczyste świadectwa ani talent do dyskutowania i obalania błędów – wszystkie te rzeczy mogą być wykonywane przez światłe umysły pozbawione Ducha Świętego.
Tym, co to objawia, jest nasze posłuszeństwo. Piękny opis tych, którzy kochają Jezusa podaje On sam w naszym wersecie: „Kto ma moje przykazania i zachowuje je, ten mnie miłuje”. Okazywanie posłuszeństwa bywa bardzo trudne. Czasami jest ono przeciwne naszym naturalnym skłonnościom i może być zrealizowane tylko kosztem wielkiego wydatku energii i strat. Wszystkie te inne rzeczy są dobre, lecz bracia, są one niczym, jeśli nie mamy w sercach miłości. „Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak, żebym góry
kol. 2
przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał na żywność dla ubogich cały swój majątek, i choćbym wydał swoje ciało na spalenie, a miłości bym nie miał, nic nie zyskam” (1Kor. 13:1-3, UBG).
„Będzie go też miłował mój Ojciec”. Tym, którzy miłują Jezusa, dane są szczególne rzeczy. Pierwsza z nich jest wymieniona w naszym wersecie – mój Ojciec będzie go miłował. Co to znaczy? Biblia mówi, że Bóg tak umiłował świat – nie tylko tych, którzy pokochali Jezusa – że dał swego jednorodzonego Syna. Czy to jest ta miłość, o której wspomina Jezus? Najwyraźniej nie, ponieważ wielu nie miłuje Jezusa, a mimo to otrzymuje miłość opisaną w tamtym fragmencie. Jakiego rodzaju miłość jest to zatem? Nie jest to miłość z litości, którą okazał Bóg światu i która popchnęła Go do oddania swego Syna. Nie, nasz werset mówi raczej o miłości powodowanej radosną przyjemnością. Bóg kocha serca, które są takie jak Jego i Jezusa. Kocha je tym bardziej, gdy wzrastają w posłuszeństwie, i tym bardziej znajduje w nich przyjemność, dowodząc tego na sposoby, których świat nie potrafiłby dostrzec.
Sześć miesięcy temu widzieliście mnie relatywnie zdrowym, a dwa dni później powaliła mnie choroba (zator tętnicy wieńcowej). A jednak przypadłość ta dana mi była od Boga z miłości. Jest to największym z wszystkich przywilejów – być używanym przez Króla Królów i stać w obronie prawdy, sprawiedliwości i świętości. Zdarzenie to było dowodem wielkiej miłości ze strony Boga, gdyż pokazało, że Ojciec nie tylko przyjął moje poświęcenie, ale także dał mi tak wiele możliwości służby, że moje poświęcenie było niemal ukończone.
Świat w ogóle nie zrozumiałby tych słów. Otrzymałem nawet list od pewnego brata, który napisał: „Bóg cię odtrącił. Byłeś Posłannikiem Epifanii do pewnego momentu, a potem Bóg cię odrzucił, czyniąc cię niezdolnym do pełnienia tego urzędu”. Od czasu tego listu brat ten otrzymał kilka numerów Teraźniejszej Prawdy. Nie wiem, co obecnie myśli. Podczas gdy moje ciało się załamywało, Bóg wzmacniał tego wewnętrznego człowieka – i to jest człowiek, którego On kocha. Przed tym doświadczeniem zaznałem bardzo niewiele cierpień fizycznych, ale teraz z pewnością pot rafę o wiele bardziej współczuć tym, którzy cierpią. Nawet nasz Pan Jezus musiał przejść wiele fizycznego cierpienia.
Przypuśćmy, że Bóg oddałby mi z powrotem moje zdrowie i siły, abym mógł uciec przed nieprzyjemnymi doświadczeniami ludzkiego istnienia – czy chciałbym tego? Nie. Światowy człowiek uznałby to za głupotę, ale ja wiem, że Bóg mnie kocha i wie, że starałem się odpowiedzieć posłusznie, co umożliwił mi, niedoskonałemu, przykrywając mnie szatą zasługi Jezusa. Dlatego nie cofnąłbym tego. Jest to dla mnie dowodem Bożej miłości.
Jeśli jesteś w utrapieniu i cierpisz dla sprawy prawdy, nie pozwól, by cię to zniechęciło, nie pozwól, by smutek przerodził się w rozpacz i skłonił cię do