Teraźniejsza Prawda nr 549 – 2019 – str. 30

opanował czyste dziedzictwo Boże. Silne, nieopanowane, zatwardziałe i stereotypowe samolubstwo niszczy i zatruwa świat. Można je dostrzec wszędzie! „Chcę więc, aby mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewu i sporu. Podobnie też kobie­ty niech się zdobią ubiorem przyzwoitym […]” (1Tym. 2:8, 9, UBG).

      Nie da się odwiedzić galerii handlowej, im­prezy sportowej, czy lotniska, nie widząc ciał pokrytych tatuażami i kolczykami. Wielu z tych ludzi przejawia samolubny sposób bycia. Samo­lubstwo przybiera formy, które muszą obrażać sprawiedliwego Boga i które stoją w wyraźnej opozycji wobec ducha i nauk Jezusa Chrystusa. Bywa, że ludzie pożerają się nawzajem jak dzi­kie zwierzęta. Co się stało z Boskim standardem? Musimy postawić pytanie: Czy czyste chrześcijań­stwo, właściwie stosowane, jest zdolne naprawić te wszystkie błędy i przywieść społeczeństwo do harmonii w miłości, sprawiedliwości i szczęściu? „[…] wszyscy będą mnie znali, od najmniejsze­go aż do największego z nich” (Żyd. 8:11, UBG). Tak, bez żadnych wątpliwości możemy potwier­dzić, że chrześcijaństwo jest całkowicie zdolne do tego dzieła, nawet biorąc pod uwagę jego relatyw­ną porażkę na tym etapie Boskiego planu.

      Rozważmy ten temat, korzystając z przykładu spokojnej postawy Abrahama. Kie­dy Abraham był przygnębiony, Pan ukazał mu się w widzeniu i powiedział do niego słowa zapisane w 1Moj. 15:1: „[…] Nie bój się Abramie, jam tar­czą twoją, i nagrodą twoją obfitą wielce”. Najwy­raźniej była to ta wielka lekcja, której Bóg chciał mu udzielić poprzez dozwolone doświadczenia, i której nauczył się lepiej właśnie dlatego, że Bóg odłożył w czasie niektóre z obiecanych łask. Abra­ham miał wtedy 84 lata i choć był bogaty i bardzo błogosławiony przez Pana, był też pielgrzymem i obcym, daleko od rodziny i domu z powodu swej oceny dla Boskiego powołania i obietnic. Nie miał dzieci, które by były mu weselem, ożywie­niem i pociechą w domu, a nawet jego bratanek Lot, którego nie zatrzymywał wbrew jego woli, wolał towarzystwo niegodziwych i opuścił go. Na­wet później, kiedy za cenę niebezpieczeństwa na jakie naraził innych i ich ofiary został uratowa­ny z rąk swych wrogów, nie docenił tego w pełni i nadal preferował obcych.

      Podobnie dzisiaj niektórzy spośród ludu Bo­żego miewają chwile, w których z różnych powo­dów płomień wiary i nadziei obraca się w dym, zaciemniając oczy ich zrozumienia i jasności pos­trzegania Boskiego charakteru i planu. Jeśli jed­nak wciąż mocno trzymają się wiarą rąk Boskiej opatrzności, zrozumieją, jak Abraham, że nawet próby, trudności i momenty zniechęcenia w życiu zostaną odsunięte dla ich dobra. Nic dziwnego, że biedny Abraham czuł się tak, jakby jego szybko mijające życie było relatywne porażkę – nic dziw­nego, że czuł się zniechęcony. Obecnie zupeł­nie poświęcone jednostki, będące jak Abraham w przymierzu z Bogiem, mogą doświadczać tych samych uczuć! Słowa zawarte w widzeniu musia­ły wytworzyć nowe myśli i nowe uczucia w sercu Abrahama. Bóg był jego tarczę – aby go chronić, strzec przed gniewem i władzą wszystkich królów ziemi i ich armiami. Bóg był także zdolny i chęt­ny, by pokierować wszystkimi sprawami dla jego dobra. Jakie pocieszenie zawierało się w tej myśli! Jak przypomina nam to, że Bóg jest także naszą tarczą, naszym obrońcą przed wszelkimi złymi rzeczami i mocami. Myśl ta jest pięknie wyrażona w jednaj z pieśni: „Tarczo mojej duszy, choć szale­ją burze, a zastępy wrogów szykują się przeciwko mnie; Tyś moją ucieczką i twierdzą, przed Tobą skłoni się każdy wróg” (pieśń nr 273 w śpiewniku angielskim – przyp. tłum.).

      Tylko prawdziwa ewangelia naucza, jakim powinien być człowiek i jak powinien żyć. „[…] starajcie się o to, co uczciwe wobec wszystkich ludzi”. „Niech każdy dba nie tylko o to, co jego, ale i o to, co innych” (Filip. 2:4 UBG). Nie patrzmy tylko na własne problemy, interesy, dobro, wy­godę, ignorując te rzeczy u drugich. O, to byłby objaw samolubstwa. Jak mówi ten werset: ,,[…] ale i o to, co innych”. Proporcjonalnie do naszego stopnia napełnienia duchem miłości, zauważymy, że interesuje nas dobro i szczęście innych osób. Prawdziwa ewangelia dostarcza nam potrzebnej inspiracji i siły, aby w taki sposób żyć. W innych systemach religijnych i filozoficznych jest dużo znakomitych nauk, ale brakuje siły motywującej. Nawet najmocniejsza i najlepsza maszyneria jest bezużyteczna bez odpowiedniej siły, która ją uru­chomi.

      Prawdziwa ewangelia daje nam najwyższe mo­tywy do prowadzenia miłosiernego i sprawiedli­wego życia. Jako zachętę do posłuszeństwa wobec jej nauk, oferuje najwyższe, najprawdziwsze i najdojrzalsze człowieczeństwo obecnie, a najpełniej­sze wyrażenie szczęścia i chwały w przyszłości. Wszystkie proponowane plany i pomysły na zre­formowanie społeczeństwa nieoparte na ewan­gelii są zupełnie pozbawione tej niezbędnej siły napędowej. Oczekiwać od nich przemiany społe­czeństwa oraz naprawy jego nadużyć i wynagro­dzenia krzywd, to jest jak oczekiwać od człowieka czynienia rzeczy wymagających mocy Boskiej.

      Dla Abrahama ani stada owiec i bydła, ani słu­dzy, ani dzieci i przyjaciele nie stanowiły nagrody, do której dążyło jego serce, ale sam Bóg był tą

poprzednia stronanastępna strona