Teraźniejsza Prawda nr 529 – 2014 – str. 26

od stwierdzenia, że musi być dobry powód, którego jeszcze nie znamy. Kiedy byłem u niego, pieśń nr 186 była jedną z tych, które mu recytowałem. Mówi ona o tym, że mój los jest w rękach Pana i tak samo jego los – tak samo jak los nas wszystkich. Dlatego też chciałem wykorzystać pieśń nr 186 na rozpoczęcie niniejszego zebrania. „Mój los jest w rękach Twych, więc pewną przyszłość ma”. Wszyscy wiemy, jak trudne musi być nieodczuwanie wątpliwości ani strachu, gdy stoi się w obliczu śmierci. Pojawiają się pewne wątpliwości; czyż nasz Pan nie miał pewnych wątpliwości? Zastanawiał się nad tym, czy odpowiednio i zupełnie służył Ojcu. Tak samo tak że br. Ralph ma wątpliwości. Podoba mi się dalszy ciąg tej pieśni: „Ręka mego Ojca nigdy nie przyprawi Swemu dziecku zbytecznych łez” [tak brzmią słowa pieśni nr 186 w angielskim śpiewniku – przypis tłum.]. Innymi słowy, mój Ojciec nigdy nie zrobi niczego, ani nie poprosi o nic, czego nie mógłbym znieść ani zrobić. Nie zgotuje Swemu dziecku trwogi, która by je załamała, lub której nie byłoby w stanie zrozumieć w słusznym czasie.

      Pewnego dnia w zeszłym tygodniu wołał mnie do swojej sypialni. Sądzę, iż było to około pięciu razy w przeciągu mniej więcej pół godziny, bowiem jego świadomość pojawiała się i zanikała na przemian. Kilka razy nie wiedział, dla czego mnie woła, ale przy kilku innych wiedział i udało się nam przeprowadzić dobrą kilku minutową rozmowę o jego troskach. Mieliśmy także czas na modlitwę. W te poranki, w które był świadomy, Virginia podawała mu śniadanie, ja czytałem Mannę, a czasami rozmawialiśmy trochę o Mannie. W pewne poranki nie było takiej możliwości, bowiem br. Ralph nie mógł jej zrozumieć.

      W 2007 r. na konwencji w Eagan, w stanie Minnesota, stałem przed drogimi braćmi i złożyłem w owym czasie oświadczenie, że są trzy rzeczy, które uczynię specjalnie dla drogiego br. Ralpha: pierwszą było to, że będą go miłował; drugą, że będę go wspierał; a trzecią rzeczą wówczas wspomnianą, która doprowadziła do uwag ze strony niektórych z braterstwa, było to, że będę go chronić. Uczyniłem wszystkie trzy rzeczy wówczas wspomniane, bowiem była taka potrzeba, by je uczynić. W szczególności przywilej miłowania go – ten przywilej datuje się od dawna. Kiedy Virginia i ja podróżowaliśmy, zatrzymywaliśmy się w domu br. Ralpha oraz siostry Normy i wspólnie bardzo przyjemnie spędzaliśmy tam czas. Często poświęcaliśmy dodatkowy dzień i podróżowaliśmy z nimi. Jedna z podróży odbyła się do grobu i gospodarstwa Williama Millera. Wspólnie spędziliśmy tam cały dzień i bardzo dobrze się tam bawiliśmy. Z tamtych czasów mam wiele miłych wspomnień bycia przy boku br. Ralpha i siostry Normy. Jednakże myśl o chronieniu go nie dotyczyła chronienia go przed próbami ani badaniem, co uczyni przed swoim Panem. W myśli o chronieniu go chodziło o to, że kiedy dojdzie do mnie, że potrzebuje pomocy, ja skorzystam ze sposobności, by mu pomóc. Ostatnio przez okres półtora roku lub nawet dwóch lat br. Ralph potrzebował tej ochrony, bowiem jego zdolności słabły z dnia na dzień. Ważne dla mnie było, by tam być, by chronić go przed popełnianiem błędów – tych, które rozważał wyłącznie z tego powodu, że czasami nie myślał klarownie. Otrzymanie tego przywileju było błogosławieństwem, a obecnie przywilej ten się kończy – nie część dotyczą zamiłowania, bowiem ona wciąż jest obecna! Jednakże przywilej wspierania go i chronienia go prawie się skończył

      Jest rzeczą stosowną i na czasie, by przedstawić wam pewne informacje i podać pewne daty z tym zamierzeniem, by dotarły one do wiadomości wszystkich w tym samym czasie. We wtorek 11 marca 2014 r. umieściliśmy br. Ralpha w domu opieki o nazwie Tel Hai. Ośrodek znajduje się około 29 km od Domu Biblijnego. Jest prowadzony przez amiszów. W tej społeczności są mieszkania własnościowe, mieszkania do wynajęcia. Zajmuje on około 50 akrów i oczywiście mają tam opiekę pielęgniarską. Przedstawiciel powiedział, że do dyspozycji pacjentów wymagających pełnej opieki pielęgniarskiej są dwa piętra, a na każdym z nich jest 69 mieszkańców. Dokładna data przybycia br. Ralpha do domu opieki jest Wam przedstawiana po to, by sprostować pewne błędne wyobrażenia, jakie krążą wśród braterstwa. Jest także podawana po to, by przestrzec nas wszystkich w kwestii tego, co słyszymy i mówimy, zgodnie z myślą, na którą słusznie zwrócił nam uwagę br. Dan, ostrzegając nas co do pogłosek – często są one błędne, a w najlepszym przypadku nie dokładne. Od pewnego czasu otrzymuję emaile oraz rozmowy telefoniczne pochodzące nawet z zagranicy, w których powiedziane zostaje, że br. Ralph był w domu opieki przed 11 marca 2014r.; tak nie było, drodzy braterstwo, tak nie było. Bądźmy ostrożni, by nie wybiegać przed Pana oraz poza przywileje nam udzielone. Wcześniej nie było potrzeby umieszczać br. Ralpha pod opieką innych osób. Pozostali braterstwo z Domu Biblijnego także nie widzieli takiej potrzeby. Wszyscy czuliśmy się uprzywilejowani tym, że posiadamy sposobność zapewniania mu opieki, dobre zdrowie, by mu usługiwać, oraz tym, że mamy wszystkie zasoby konieczne do tego, by mu taką opiekę zapewnić – on również chciał być w Domu Biblijnym. Tam dobrze się czuł. Jednakże w miarę upływu czasu jego zdolność funkcjonowania, a nawet chodzenia, osłabła do takiego punktu, że potrzebował wykwalifikowanej opieki pielęgniarskiej przekraczającej to, co braterstwo mogli mu rozsądnie zapewnić. Z pewnością wszyscy możecie wczuć się w naszą sytuację i rozumiecie, zarówno to, jak trudno było nam podjąć decyzję, że br. Ralph potrzebuje profesjonalnej opieki oraz to, jak trudno w dniu 11 marca 2014r. było go sprowadzić do ośrodka zapewniającego profesjonalną opiekę pielęgniarską.

      Wielu z Was podczas ostatniego półtora roku, czy też nawet dwóch lat, widziało, jak zaczynają zawodzić zdolności naszego drogiego brata. Był dobry powód ku temu. Powróćmy do początków 2012 r., kiedy to byliśmy z br. Ralphem na badaniach zleconych przez lekarzy. Większość z Was spotkała Marcy, ponieważ przyjeżdżała ona z nim na niektóre konwencje. Próbowała udzielić mu opieki, o którą prosił, on znajdował u niej pocieszenie, a ona była chętna zapewnić mu opiekę. Kilka badań zostało wykonanych w kwietniu 2012 r. Marcy i ja udaliśmy się do gabinetu dr Ulichneya i spędziliśmy

poprzednia stronanastępna strona