Teraźniejsza Prawda nr 498 – 2006 – str. 47
KU PAMIĘCI
BRAT CARL W. SEEBALD z Muskegon w stanie Michigan zmarł w czwartek, 8 czerwca 2006 roku w wieku 95 lat. Pozostawił żonę, siostrę Mary, trzech synów, brata Charlesa, Dawida i Williama, dwie córki, siostrę Carllę Olson i siostrę Wirginię Archer oraz wiele wnucząt. Wcześniej zmarła siostra Jenny Seebald jego małżonka i przez 49 lat, matka ich dzieci oraz Julia Seebald, którą poślubił po śmierci siostry Jenny.
Brat Carl został mianowany na ewangelistę Świeckiego Ruchu Misyjnego w 1964 roku, na pielgrzyma pomocniczego w 1968 roku i na pielgrzyma w 1983 roku. Jako pielgrzym spędzał wiele miesięcy w roku na podróżach służąc zborom i niektórym odosobnionym braciom, dla których jego wizyta w ich domu prawdopodobnie stanowiła jedyną społeczność z jakąkolwiek osobą w Prawdzie. Był zaangażowany w służbie Pańskiej przez ponad 40 lat i wiernie służył zgromadzeniom na Barbadosie, w Kanadzie, Danii, Anglii, Francji, Niemczech, na Jamajce, w Polsce, Szwajcarii, Trynidadzie i Stanach Zjednoczonych.
Brat Carl był wierny w głoszeniu Ewangelii wszędzie tam, gdzie jeździł w pracy Pańskiej i dopomógł wielu braciom w lepszym zrozumieniu Wszechmogącego Boga, Jezusa, Jego jednorodzonego Syna, oraz Ich wielkiej miłości okazanej w odkupieniu wybranego ludu Bożego oraz świata ludzkości w Tysiącletnim Królestwie. Jego delikatny, poetycki i pełen czci sposób przedstawiania Prawdy był wyjątkowy i dlatego bardzo oceniany przez braci. Jego żywe poczucie humoru i ujmujący uśmiech sprawiały, że każdy czuł się swobodnie w jego obecności. Jako przewodniczący wielu konwencji potrafił sprawić, by przebiegały sprawnie i by wydawało się, że prowadzenie konwencji nie wymaga żadnego wysiłku. Zdjęcie poniżej przedstawia brata Carla z notatkami w dłoni na konwencji w Chicago w 1985 roku. Notatki w jego ręku były zwykłym widokiem, bowiem dbał on o każdy najdrobniejszy szczegół, który sprawia, że takie zgromadzenie jak konwencja jest udane.
Prawdziwie jego największą radością było dzielenie się Słowem Bożym i osobiste rozmowy z innymi na temat Boskiej dobroci. Miłował braci, a bracia miłowali jego. Będzie nam brakowało naszego brata w czasie naszego czekania na królestwo, w którym ponownie spotkamy się z braćmi, którzy już odeszli.
Oto wiersz napisany przez kogoś, kto tak jak my znał i miłował naszego drogiego brata Carla.
Z dalekiej północy podróżował
wszędzie po całym kraju
znacząc swój szlak na wzgórzach i dolinach
z Biblią w ręku
poetyckim głosem wypowiadał
słowa z Bożej mądrości
Z wdziękiem jego uprzejma dłoń
dary ofiarowała tak, że miłość Bożą
czuć było w tym, co robił
Na słowa, które on wypowie
z zainteresowaniem oczekiwały,
dzieci i młodzież dorośli i starcy o siwych głowach
Boży charakter wynosił on wysoko
tam gdzie miejsce mu się należy
A kiedy jego dłoń napotkała pianino
wtedy Boga wysławiał także pieśnią
Na drogach, morzach i oceanach
dzielił się tym, co Bóg zsyła
A potem nadszedł niestety ten czas
gdy jego podróżowaniu nastał kres
Mimo to z ujmującym uśmiechem
i serdecznym uściskiem dłoni
witał odwiedzających go braci
I wtedy uświadamiali oni sobie
że chociaż podróżować już nie mógł
jak dawniej zwykł był to czynić
Jego droga nie dobiegła końca
Ona dopiero się zaczęła
Albowiem bezustanna podróż pielgrzyma
nie kończy się w chwili śmierci
Albowiem w zmartwychwstaniu
On obudzi się z swego snu…
By ponownie unieść Biblię w swej dłoni
i na nowo wyruszyć w drogę
po tym szczęsnym szlaku
Z światłem miłości, co błyska w jego oku
I nadzieją, co nigdy nie zawodzi
Niech Bóg błogosławi pamięć tego błogosławionego pielgrzyma, który poruszył tyle serc… Który pokazał nam jak Boża łaska wykonuje swe dzieło w czasie trudnych prób… Żegnaj mój bracie… mój przyjacielu, mój towarzyszu w służbie… Aż do tego błogiego dnia… amen.