Teraźniejsza Prawda nr 488-489 – 2004 – str. 11

      Matka Alfreda, Osburga, jawi nam się jako chrześcijańska dama, szlachetna i pobożna, lecz nie krwi Saskiej. Jej przodkowie pochodzili z dumnych i starożytnych ras Gotów i Jutów. To przywodzi na myśl owego wielkiego wczesnego misjonarza Gotów, Greka Ulfilasa (Tom Ep. 10:28, 29, Tom Ep. 12:132), który 500 lat przed czasami Osburgi nawrócił jej pogańskich przodków do Chrystusa i mieszkając wśród nich (wtedy na terenach Dunaju) przetłumaczył Biblię na język gocki. Jego dziedzictwo duchowe sięga wielu stuleci.

      Dostojna Osburga, pobożna i inteligentna kobieta, miała głęboki duchowy, moralny i intelektualny wpływ na Alfreda w tych najwcześniejszych latach kształtowania jego osobowości. Jego horyzonty umysłowe zostały poszerzone, gdy dwukrotnie, jako małe dziecko, odwiedził (raz z ojcem) słynne i legendarne miasto Rzym. Mimo to, z powodu rozpaczliwej sytuacji wszystkich Anglosasów w tamtych czasach, w wieku dwunastu lat wciąż był zupełnym analfabetą. Niemniej jednak brat Johnson wskazuje, że pod względem wyglądu i charakteru był podobny do innego młodzieńca, który został wielkim królem – Dawida w Izraelu (Tom Ep. 1:198). Mając niezwykle przystojne oblicze, pełne wdzięku i silne ciało oraz wczesną dojrzałość umysłu, odznaczał się jako ktoś, kto jest zdolny wiele dokonać. Chociaż Alfred przechowywał tomik wierszy, dar od matki, który stał się jego stałym towarzyszem, jego wczesna edukacja była najbardziej podstawowego rodzaju, bardziej związana z polowaniami i walką niezbędnymi do przetrwania niż z literaturą. Nawet w czasie pokoju, w tym okresie ciemnych wieków pod wpływem Kościoła Rzymskiego, żadne uczone dzieła – tym bardziej Biblia – nie były dozwolone w zwykłym języku ludu, a jedynie Łacina była używana jako narzędzie i strażnik wiedzy. W takich warunkach młody Alfred ze swym jasnym, przenikliwym umysłem czujnym na pilne potrzeby swego kraju i swego ludu nie mógł znaleźć wiele pomocy.

      Zniszczenia dokonane przez Duńczyków były takie, że w Anglii panowała wtedy największa ignorancja i barbarzyństwo. Nie było szkół, nauczycieli, możliwości kształcenia. Nawet jako książę Alfred nie mógł znaleźć nauczyciela, który mógłby otworzyć drogę do intelektualnego rozwoju i zrozumienia tego szerszego świata, którego stał się bardzo świadomy podczas swych wcześniejszych podróży do Rzymu.

      Najbardziej sławionym uczonym anglosaskim był Czcigodny Beda, który pisał na temat praktycznie każdej dziedziny wiedzy swoich dni. Lecz to było 150 lat wcześniej, w bardziej stabilnych czasach, gdy kwitły klasztory ze swymi szkołami. Co więcej, pisma Bedy były po Łacinie, w języku klasztornym, zaś za dni Alfreda, ziemie były spustoszone przez grabieże i zniszczenia, klasztory ze swymi szkołami zginęły,a wszyscy uczeni, nauczyciele i uzdolnieni zarządcy, którzy przeżyli, zostali uciszeni. Szczególnie w rejonach wschodnich, prawie nie było stojących wiejskich kościołów.

CZUŁE SUMIENIE CHARAKTERU
PODOBNEGO DO CHRYSTUSOWEGO

      Kolejnym aspektem charakteru Alfreda (Tom Ep. 12:132; PT QB [1918-2000], s. 14) było jego czułe sumienie. Przed ślubem, w żarliwości swej młodości i w sprzeczności ze swym głębokim zapałem religijnym, Alfred odczuwał silny wpływ cielesnego pożądania. Obawiając się bardzo obrazić Boga modlił się, by Bóg zesłał mu jakąś ułomność, która chroniłaby go od takiego cielesnego grzechu. Czytamy, że krótko potem nawiedziła go dolegliwość, która, choć była powszechna (przypuszcza się, iż były to hemoroidy), była tak poważna, że pozbawiła go możliwości wykonywania obowiązków księcia i przyszłego króla.

      Przybliżył się do Boga jeszcze raz w modlitwie, tym razem prosząc o taką ulgę od swej dolegliwości, która przynajmniej umożliwiałaby mu wypełnianie obowiązków państwowych. Zapis jego życia mówi nam, że ta pierwsza choroba przeminęła. Jednak na jej miejsce przyszła tajemnicza choroba, która nie tylko wprawiała w zakłopotanie całą nierozwiniętą medycynę jego czasów, lecz zastanawia opinię medyczną do dziś. Pierwszy atak przyszedł w noc jego ślubu z Ealhswith, księżniczką z Mercji o dobrej reputacji (zob. „Życie Alfreda” Assera, rozdz. 29 i 73), i chociaż później choroba pozwalała przez większość czasu być w pełni aktywnym, od czasu do czasu dotykała go nagle i bez ostrzeżenia takim bólem i cierpieniem, że był skrajnie wyczerpany. Żył w jej strachu przez resztę swego życia. Pan odpowiedział na jego modlitwę.

      „Strach? – ktoś mógłby zapytać – u kogoś takiego jak Alfred?” Tak, oczywiście! Prawdziwa odwaga nie ma być bez strachu, lecz znać go i przezwyciężyć

poprzednia stronanastępna strona