Teraźniejsza Prawda nr 443 – 1995 – str. 91

      Następnego ranka ci braterstwo, bardzo uprzejmi, zawieźli nas do Ośrodka Biblijnego w Brechfield, gdzie ujrzeliśmy wielką kopię ziemi Izraela i Przybytku opracowanych według danych z Pisma Św. Było to bardzo interesujące i pouczające. Wieczorem przejechaliśmy się kolejką jednoszynową nad rzeką Wupper przez kilka różnych połączonych punktów miasta Wuppertal (którego liczba mieszkańców wynosi 500.000).

KONWENCJA W WUPPERTALU, W NIEMCZECH

       Konwencja w Wuppertalu rozpoczęła się 25 czerwca. Dwie małe dziewczynki przed jej rozpoczęciem obdarowały nas kwiatami. Konwencja odbyła się w dwupiętrowym budynku. Była w nim bardzo przyjemna sala z jadalnią na górze. Pan wie jak zaopatrywać swój lud, tak jak to obiecał (Filip. 4:19).

       Konwencja się rozpoczęła i ja powiedziałem pierwszy wykład pod tytułem „Obfitość życia”. Drugi wykład po południu, zatytułowany „Jezus jedynym Boskim interpretatorem”, był tłumaczony na języki polski i niemiecki przez braci Cz. Obajtka i H. Glasmanna. Obecnych na konwencji, na każdym zebraniu, w przybliżeniu było około 90 osób. Tego dnia odwiedzili nas brat i siostra Skrobanowie i razem spędziliśmy wieczór.

       Następnego dnia, 26 czerwca, mieliśmy kolejny wspaniały dzień na konwencji. Powiedziałem wykład pt. „Pieczętowanie przez Boga”. Siostra Sabina i brat Obajtek byli tłumaczami. Konwencję zakończył brat Maszczyk i podjęto głosowanie, aby przesłać wyrazy chrześcijańskiej miłości do wszystkich braci i sióstr na całym świecie. Tego wieczoru wielu z braterstwa przyszło do domu br. Kłosowskich, aby wspólnie spędzić czas przy obiedzie i rozmowie o cudownym Boskim Planie.

       Następnego dnia rano nasz drogi brat J. Puzdrowski zawiózł nas samochodem do domu braterstwa Maszczyków w Koblencji, oddalonej o 185 kilometrów (115 mil) od Wuppertalu. Nasi drodzy braterstwo w Niemczech powitali nas ponownie z chrześcijańską miłością i wspaniałym posiłkiem oraz serdecznym przyjęciem. Kilka osób wróciło do Wuppertalu, jak na powrót do domu trochę zbyt długa droga.

       Następnego dnia, 28 czerwca, bracia byli tak mili, że nas zabrali wielką motorówką na spacer po Renie. Oglądaliśmy wiele malowniczych widoków starożytnych zamków i pięknie ukształtowanych brzegów wzdłuż naszej drogi wodnej. Tego wieczoru, po powrocie do domu braterstwa Maszczyków, oczekiwał na nas wszystkich cały koblencki zbór, aby w tej społeczności wyrazić wzajemnie swoją chrześcijańską miłość.

       29 czerwca rano br. Horst Glasmann i br. E. Maszczyk zawieźli nas samochodem z powrotem na lotnisko, odległe 120 km (75 mil). Bracia bardzo pomagali siostrze i mnie na tak wielkim lotnisku. Niech Bóg błogosławi naszych drogich braci i siostry w Niemczech. Mieliśmy przejść przez bardzo dokładną kontrolę ze względu na bezpieczeństwo, bardziej dokładną niż na jakimkolwiek lotnisku, a to z powodu terroryzmu.

PODRÓŻ DO POLSKI

       Weszliśmy na pokład samolotu Lufthansy o 10:15 rano, 29 czerwca, a wylądowaliśmy w Warszawie o 11:55. Przybyliśmy wcześniej do Polski, żeby poczynić stosowne przygotowania do wyjazdu na dwa tygodnie na Ukrainę, w celu usługiwania na konwencjach. Nasz drogi brat Piotr Woźnicki (pielgrzym i przedstawiciel w Polsce) powitał nas na lotnisku w Warszawie, pozdrawiając w duchu miłości chrześcijańskiej i zawiózł około trzydzieści mil za Warszawę do swojego nowego miejsca zamieszkania w Nowym Dworze Mazowieckim. Nazajutrz pojechaliśmy na pół dnia do Warszawy do ukraińskiej ambasady, aby załatwić pewne sprawy, zanim mogliśmy udać się na Ukrainę.

       Rano 1 lipca, drogi brat Piotr Kucharski, nasz dobry kierowca, swoim samochodem zawiózł nas na Ukrainę i woził po całej Polsce, gdy byliśmy w tym kraju. Wstał wcześnie rano i przejechał 450 km ze swego domu, aby br. Woźnickiego, siostrę Julie i mnie zawieźć na Ukrainę. W tym dniu dojechaliśmy do Lublina do siostry M. Pakułowej, u której spożyliśmy lunch i mieliśmy z nią i ze zborem lubelskim społeczność. Potem udaliśmy się do Rzeszowa, do rodziny Tadeusza, która zaofiarowała pomoc w pewnej naszej fizycznej dolegliwości. Rodzina ta bardzo życzliwie starała się przygotować dla nas nocleg w swoim małym mieszkaniu. Ci braterstwo radzili nam pozostawienie im na przechowanie tego, co mamy wartościowe, z powodu zbrodni popełnianych przez rosyjską mafię, która ma jakiś nadzór nad tym systemem. Mówi się, że niektórzy udają, że są milicjantami, zatrzymują ludzi na drodze i okradają. Rano 2 lipca pomodliliśmy się z braterstwem o błogosławienie tego, na co Boska opatrznościowa troska może zezwolić. W tym czasie brat i siostra W. Szpunar oraz br. Adam Urban (mój tłumacz na Ukrainie i w Polsce) spotkali się z nami, w celu odbycia wspólnej podróży na Ukrainę, towarzysząc nam w drugim samochodzie.

WJAZD NA UKRAINĘ

       Ukraina uniezależniła się od Rosji, jednak boryka się z dużymi trudnościami w przekształcaniu postawy komunistycznej. Trzy godziny zajęło nam czekanie na granicy w słońcu i przebrnięcie przez sześć punktów wjazdowych (siostra Szpunar, znająca język ukraiński, tłumaczyła urzędnikom, że amerykański pastor jedzie na Ukrainę z duszpasterską wizytą i prosiła o skrócenie formalności, lecz oni nadal skrupulatnie sprawdzali amerykańskie papiery). Wreszcie pozwolono nam przejechać — do innego świata. Dwukrotnie zostaliśmy zatrzymani na drodze do Lwowa, podróżując na trasie długości 105 km (65 mil). Chcieliśmy wierzyć, że był to prawdziwy urzędowy patrol. Kontrolujący nas wyglądali bardzo surowo, onieśmielająco z bronią maszynową w ręku. Pozwolono nam pojechać dalej. Wydaje się, że bezpieczniejsze było podróżowanie dwoma samochodami.

poprzednia stronanastępna strona