Teraźniejsza Prawda nr 425 – 1992 – str. 88
i oznajmisz synom Izraelskim [możemy to przyjąć jako dotyczące Izraela cielesnego, ale możemy to także rozumieć jako dotyczące Izraela cielesnego i Izraela duchowego, ponieważ stosuje się także do Izraela duchowego]. Tak powiesz domowi Jakubowemu, i oznajmisz synom Izraelskim: Wyście widzieli, com uczynił Egipczanom, i jakom was nosił niby na skrzydłach orłowych, i przywiodłem was do siebie”. Tego właśnie pragnie Bóg — pragnie, abyście wy i ja powrócili do Niego.
Pewnego razu, nie tak dawno temu, w New Jersey była pewna kobieta, która myślała o chrzcie, ale nie wiedziała gdzie mogłaby okazać swe poświęcenie. Nie chciała pójść do baptystów, nie chciała udać się do metodystów, nie chciała przyłączyć się do żadnej z tych organizacji, a bała przyłączyć się do Świeckiego Ruchu Misyjnego, nie chciała być wiązana ze ŚRM, nie wiedziała gdzie się ochrzcić. Wyjaśniłem jej: „Ty nie przyłączasz się do ŚRM, gdy się poświęcasz, ty przyłączasz się do Pana. Nie dbam o to, gdzie zostaniesz zanurzona przed zgromadzeniem ludu Pańskiego, to zanurzenie powinno obrazować to, co nastąpiło w twoim sercu między tobą i Bogiem”.
Tak i tutaj stwierdzamy, że Bóg pragnie przyprowadzić swój lud do siebie. „Przetoż teraz jeśli słuchając posłuszni będziecie głosu memu, i strzec będziecie przymierza mego, będziecie mi własnością nad wszystkie narody; chociaż moja jest wszystka ziemia”. W jaki sposób zatem stajemy się orłami? W jaki sposób stajemy się tą szczególną własnością Boga? Przez przyjście do Niego. Przez nasze usprawiedliwienie i poświęcenie Bóg przyprowadza nas do siebie, jako swoje orły.
Lecz Izrael cielesny szemrał. Jak Izraelici szemrali przeciwko Bogu, przeciwko mannie, jaką dostarczał im z nieba! Szemrali z powodu warunków, okoliczności, prób i kłopotów. Izraelici duchowi nigdy oczywiście tego nie czynią. Lecz Izraelici cieleśni zaczęli szemrać przeciwko Bogu za to, co On dla nich zaplanował. Stosownie do tego rośli, bardziej nastroszyli pióra i więcej ich zdobyli niż sił. Ale pióra wyglądają pięknie, prawda? Niektórzy z ludu Pańskiego są skłonni popełniać błąd rozwijając pióra, a nie siłę. Pióra wyglądają ładnie, pięknie się prezentują, ale ile siły macie w Panu? Orły powinny odnawiać swe pióra; o tak, lecz powinny odnawiać też siły. Biblia podkreśla siłę. Mamy odnawiać nasze siły tak jak orły.
ORŁY UCZĄ MŁODE LATAĆ
Nasz podstawowy tekst z 5Moj. 32:9–12 mówi nam, że czasami orzeł wzburzy gniazdo, wyrzuci młode. Jak orzeł wzburza gniazdo, lata nad orlętami, rozszerza skrzydła swoje, bierze je i nosi je na skrzydłach swoich — tak i Pan porównuje siebie do orła wzburzającego gniazdo.
O, drodzy przyjaciele, jak cudownie obrazuje to doświadczenia ludu Pańskiego, w których wy i ja uczestniczymy jako jednostki: wzburzanie gniazda, i matka orlica dostrzegająca w końcu, że już czas, by jej małe orlątka nauczyły się latać. Gdyby same mogły
kol. 2
decydować w tym względzie, pozostałyby tam w tym miłym, wyścielonym delikatnymi piórami gnieździe. Pozostałyby w tym wyścielonym miękkimi piórami gnieździe i nigdy nie nauczyłyby się latać. Cieszę się, że sami nie musimy kierować naszymi własnymi krokami. Robilibyśmy to zupełnie inaczej, czyż nie? Stare ciało powiedziałoby: „Daj mi spokój, tak przyjemnie śpi mi się w tym gnieździe. Podoba mi się odpoczynek tutaj. Nie przeszkadzaj mi. Odejdź i pozwól mi spać. Nie zakłócaj mego głębokiego snu. Wolę spać niż jeść. (O tak, słyszeliście tę starą piosenkę, prawda?) Odejdź i pozwól mi spać”.
Matka orlica mówi: „Słuchaj! Już czas na zmianę. Musisz zdobyć więcej siły niż obecnie posiadasz. Rozwijasz pióra, to dobrze, ale chcę byś nabrał siły”. I tak matka zaczyna krążyć dookoła i wzburzać gniazdo. Spod piór zaczynają wystawać patyki, pióra wypadają, a patyki zaczynają kłuć małe ciała, delikatne ciała tych małych orlątek. „Mamo, to boli!” (Czy pamiętacie tę pieśń, jaką śpiewamy: Boleśnie mnie ranisz? Tak, Bóg wzburza gniazdo dla nas) Potem mama orlica spycha małe orlątka na brzeg, małe orlątko staje tam, drży, rozgląda się wokół i patrzy w dół. „O, moja mamo, czy widzisz jak daleko jest tam do dołu!” „Tak, to daleko, jesteśmy wysoko w górze, w rozpadlinie skalnej, jesteśmy bardzo wysoko, nasze gniazdo jest wysoko, nie żyjemy tam w dole z robakami, jesteśmy tutaj w górze”. „Mamo, chciałbym wrócić do gniazda”. „Nie”. „Mamo, po prostu więc zostanę tutaj, i posiedzę sobie”. „Nie, coś innego”.
I matka szorstko strąca skrzydłami małego, świeżo upierzonego, ptaka z krawędzi gniazda lub z innego miejsca, gdzie siedzi. „Och — myśli mały ptaszek — jakie to okrutne, jakie okropne. Czy mama straciła swą miłość dla mnie?” I małe biedactwo macha i trzepoce, traci równowagę i stale się przewraca, i już ma się rozbić na skałach w dole!
Ale matka przez cały czas ma swe małe orlątko na oku, chce ona, żeby orlątko upadło na tyle, by spróbowało trochę pofruwać, ale biedactwo jest takie przestraszone, że nie wie co robić! Więc matka zlatuje pod nie, doganiając małe orlątko tuż przed jego rozbiciem się, po czym zaczyna się wznosić coraz wyżej, wyżej, wyżej, wyżej. Tak Bóg, i również Pan, unosi nas w górę na orlich skrzydłach. Matka zabiera małe orlątko z powrotem do góry i sadza je na gałęzi samotnego drzewa na krawędzi skały, a być może na gałązce, na której poprzednio siedziało, i pozwala maleństwu odpocząć chwilę aż złapie oddech i przezwycięży strach (ponieważ maleństwo to przestraszyło się niemal na śmierć, zbliżając się do zderzenia ze skałami w dole).
A wtedy co się dzieje? Gdy maleństwo przeżyje już okropne chwile próby, jaką przeszło, matka znowu go strąca! I spada w dół, lecz tym razem gdy próbuje nieco trzepotać, zauważa że dzięki temu utrzymuje się przez chwilę w górze, lecz jest jeszcze zbyt słabe, by