Teraźniejsza Prawda nr 281 – 1975 – str. 64

przyjęła Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela i poświęciła swoje życie Bogu. Mając lat 12 służyła ona jako organista w Kościele Baptyskim w Suffolk, stan Wirginia. Będąc małego wzrostu, musiała się ona opierać o ławkę i mniej lub więcej chodzić po pedałach grając na organach. Jej ojciec Jan Allen Browne kupiec z miasta Suffolk, przyjął poselstwo Prawdy Żniwa i pouczył o nim swoje trzy córki. Siostra Jolly, jego najmłodsza córka, przyjęła Prawdę mając lat 19, a potem przez lata służyła jako kolporter i roznosiciel literatury Prawdy. Po naszym ślubie, który odbył się w r. 1910, kolportowaliśmy razem. Radowała się ona ze swoich przywilejów służenia i ofiarowania się na korzyść Ojca Niebiańskiego, jej Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, braci i cennego poselstwa Prawdy, które lubiła opowiadać dla błogosławienia drugich.

      Ofiarując swoje cielesne pragnienia była ona zadowolona, gdy dała w opiekę poświęconym rodzicom Redaktora, naszego syna mającego trzy miesiące, a ona podjęła na nowo pracę kolporterską w r. 1911. W r. 1912 przyjęliśmy zaproszenie br. Russella, aby przyjść (z naszym małym synem) do Bethel i do Przybytku Brooklyńskiego w celu dopomagania w pracy Pańskiej, gdzie ona służyła jako organista i w inny sposób. Po urodzeniu się naszego drugiego syna w r. 1913, br. Russell chciał, abyśmy nadal pozostali, z czego byliśmy zadowoleni.

      Po śmierci br. Russella zamieszkaliśmy we Filadelfii, gdzie s. Jolly okazała się być wyśmienitą gospodynią i bardzo wierną żoną i matką. Ona przyjęła zupełną odpowiedzialność w staraniu się o dom i dzieci, podczas gdy znajdowaliśmy się w licznych podróżach pielgrzymskich w St. Zjed. i w innych krajach. Ona wysyłała poselstwo do braci mówiąc: „Z przyjemnością’ pożyczam Warn mojego drogiego męża na pewien czas, ale proszę mi go zwrócić całego i zdrowego”. Ona ściśle współpracowała z br. Johnsonem i bardzo mało z jego czasopism Prawdy i książek było wydanych bez jej pomocy w pracy korektorskiej. Po śmierci br. Johnsona w r. 1950
kol. 2
ona dopomagała nam w ten sam sposób w naszej pracy publikacji aż do ostatniego czasu, kiedy ułomności jej podeszłego wieku nie pozwoliły już jej tego czynić.

      Siostra Jolly była bardzo pobożna. Ona zawsze stawiała Boga na pierwszym miejscu i starała się poznać wolę Bożą i ją czynić we wszystkim. Wiele razy i przez wiele lat słyszeliśmy ją, jak modliła się do Pana w nocnych godzinach. Krótko przed jej śmiercią w jej ostatnim cierpieniu słyszeliśmy ją, jak modliła się: „Jak długo, o Panie, jak jeszcze długo? Ja chcę iść do domu!” Kilka drogich Sióstr przychodziło zastąpić nas przy s. Jolly i zaopiekować się nią w nocy i w dzień w jej ostatnich kilku miesiącach. Ona stała się bardzo zależna od drugich i nie chciała być sama. Kiedy ją odwiedzaliśmy i wyrażaliśmy jej uczucia, to przytulała się do nas i mówiła: „Proszę, nie opuszczaj mnie”. Ale kiedy przypominaliśmy jej, że powinniśmy iść, by doglądać pracy Pańskiej, a potem spytaliśmy się jej: Czy teraz chcesz, abym tu pozostał z tobą albo czy chcesz, bym poszedł i zajął się pracą Pańską? To ona zawsze uwalniała nas z objęcia i mówiła „Pracę Pańską”. Nawet gdy już nie mogła mówić, to kiwała głową na korzyść pracy Pańskiej.

      Chociaż będziemy wielce odczuwali brak naszej drogiej towarzyszki i pomocnicy, to jednak dziękujemy Panu za liczne szczęśliwe lata spędzone razem w Jego łasce i radujemy się jej cenną pamięcią oraz zapewnieniem, że z łaski Pana zakończyła ona swoje doświadczenia zwycięsko. Rozumiemy, że obecnie ona śpi w Jezusie i że Bóg wynagrodzi ją palmą zwycięstwa oraz miejscem w Wielkim Gronie, wśród druhen (Obj. 7:9-17; Psalm 45:14, 15 pieśń 127) – „Błogosławieni, którzy są wezwani na wieczerzę wesela Barankowego” (Obj. 19:9). Jeżeli Bóg dozwoli, to Redaktor spodziewa się mieć przywilej połączenia się z nią i innymi drogimi braćmi i siostrami w słusznym czasie Pańskim, i wraz z nią i innymi służyć Bogu i Jezusowi przed Tronem oraz śpiewać Ich chwałę przez całą wieczność.

poprzednia stronanastępna strona