Teraźniejsza Prawda nr 258-259 – 1971 – str. 82
czytał też niektóre książki o reformacji. Czuł się o tyle lepiej, że pewnego ranka poprosił, ażeby wszystko przygotowano do wyjazdu na konwencję w Chicago, a później mówił także, że jeśli będzie w stanie to pojedzie też do Los Angeles. W dniu 9 września po raz ostatni przyjmował gości w Domu Biblijnym i zdawało się, że czuje się lepiej, gdy przez dwie godziny przy stole opowiadał im o niektórych swoich wczesnych doświadczeniach. Dziewiętnastego września miał następne dolegliwości choroby żołądkowej, która okazała się ostatnią. Trwając przez okres kilku dni osłabiła go bardzo.
W dniu 23 i 24 września rozpoczęły się trudności w oddychaniu. Lekarz stwierdził obrzęk płuc, spowodowany dolegliwościami serca i innymi, sugerując mniejszą operację, lecz brat Johnson oświadczył, że nie chce pójść do szpitala. Po zastosowaniu specjalnego leczenia wydawało się, iż poczuł się lepiej, lecz tylko chwilowo, bo wkrótce poczuł się znowu gorzej. Drugiego października siedział ostatni raz przy swoim biurku. W dniu jego urodzin, 4 października, był bardzo słaby i zmęczony, lecz lekarz poradził siostrze Johnson, ażeby pomimo choroby wyprawić mu urodziny mówiąc, że brat Johnson może już niedługo będzie z nami. Siostrę Johnson zaniesiono na górę i urządziliśmy przyjęcie urodzinowe dla niego. Ocenił je, szczególnie tort i małą wiązankę kwiatów, lecz z trudnością jadł z powodu słabości i wycieńczenia. Przez kilka dni wydawało się, że jest bardzo zmęczony, mimo, że serce i ciśnienie miał lepsze.
Lekarz zadecydował zmianę lekarstw, co spowodowało, że jego umysł stał się tak aktywny, iż mało wypoczywał w ciągu dnia i nocy, tak, że lekarz ponownie zmienił lekarstwo. Jednakże z powodu braku snu, przez prawie tydzień, był bardzo osłabiony. Mniej więcej w tym czasie przyjechał brat Alger, lekarz osteopata, ażeby leczyć brata Johnsona. Ręce brata Johnsona za bardzo się trzęsły ażeby mógł podpisać wyraźnie swoje nazwisko. Po raz ostatni podpisał swoje nazwisko w dniu 15 października i od tego czasu przestał zajmować się pocztą. Wydawał się być znowu niespokojny i słabszy. Tego dnia, w którym brat i siostra Hedman wrócili z ich podróży czuł się wyraźnie gorzej. Następnego dnia rano już ich nie rozpoznawał. We wtorek w nocy, 17 października, ciągle prosił o wodę, ponieważ jego choroba powodowała wielkie pragnienie. W końcu usnął i wcześnie rano następnego dnia wydawało się, iż czuł się lepiej i był bardziej rozmowny. Kilka razy powtarzał słowa: „Pójdźmy, kłaniajmy się Panu w ozdobie świętobliwości.” Była to ostatnia usłyszana myśl wyrażona z Pisma Św. Podczas swojej choroby często modlił się głośno mówiąc: „Panie, daj mi dziedzictwo świętych”, „Jezu, daj mi Twoje życie” itd.
W czwartek rano nie był już w stanie mówić do nas a na pytanie czy chciałby wody do picia, jego odpowiedzią było skinięcie głową. Wydawał się być bardzo zmęczony i z trudem udało się obudzić go na śniadanie.
kol. 2
W tym stanie zmęczenia pozostawał przez resztę dnia. Brat Alger podsunął myśl, ażeby zasięgnąć rady innego osteopaty, co też uczyniono. W piątek brat Johnson miał wielkie trudności w połykaniu pokarmu. Trudności te stopniowo wzrastały, aż w końcu nie mógł połknąć żadnego pokarmu bez dławienia się nim. W sobotę rano nie mógł nawet pić wody. Kiedy przybył lekarz, zbadał go i oświadczył, że nic więcej nie można dla niego zrobić i że tylko przez kilka jeszcze godzin będzie z nami. Słysząc to wszyscy byli zdziwieni i wstrząśnięci, wierzyliśmy bowiem mocno, że Pan zachowa go tutaj o wiele dłużej. Nie myśleliśmy, że to stanie się w taki sposób, a teraz dobry Pan, który nie popełnia błędów, tak to zarządził. Kilka dni wcześniej pytaliśmy czy pomogłoby odżywianie dożylne lub inne specjalne leczenie, lecz lekarz odpowiedział, że w przypadku brata Johnsona nie jest to wskazane. Ponownie zapytaliśmy go czy istnieje coś, co mogłoby pomóc, odpowiedział, że nie.
Zadecydowaliśmy wezwać do niego innego lekarza, ażeby w tej sprawie wyraził swoje zdanie. Przybył i po zbadaniu radził, aby go przewieźć do szpitala. Przy tym powiedział, że istnieje nikła szansa zastosowania specjalnego leczenia. Tak więc nasz drogi Brat w sobotę po południu został przewieziony do szpitala metodysko-episkopalnego, gdzie zastosowano odżywianie dożylne i tlen, który ułatwiał mu oddychanie. Jednakże testy wykazywały wysoki poziom moczu we krwi. Specjalistą po zbadaniu go potwierdził opinię, że nie ma szans wyzdrowienia. Ponieważ w szpitalu był podobny do tego przypadek i pacjent wyzdrowiał, rozumowaliśmy, że jeżeli inny człowiek wyzdrowiał to z pewnością Pan zechce zachować brata Johnsona. Byliśmy więc znowu trochę wzmocnieni. Jeden z nas pozostał z nim w szpitalu, a inni wrócili do Domu Biblijnego.
W niedzielę rano zdecydowanie pogorszyło się bratu Johnsonowi, oddech stawał się krótszy, nerki przestały pracować, a ciśnienie i tętno stawały się coraz słabsze. Umieszczono go w namiocie tlenowym. Było aż nadto widoczne, że jeżeli Pan nie uczyni cudu, to brat Johnson nie pozostanie dłużej w ciele. Przybyli różni bracia, a bracia Krewson, Hedman, A. Gohlke i Jolly na zmianę odmawiali specjalne modlitwy przy łożu umierającego Brata, aby się wykonała wola Boża. Było to wówczas, gdy do niektórych zborów wysłano telegramy następującej treści: „Drodzy Bracia, Brat Johnson krytycznie chory w szpitalu. Potrzebne modlitwy, aby się wykonała wola Boża”. Do końca brat Johnson nie odzyskał przytomności. Nie miał żadnego zwracającego uwagę bólu i około godz. 2.30 oddech stawał się nieregularny a o 2.40 po południu ustał zupełnie. Tak zakończyła się ziemska pielgrzymka tego umiłowanego sługi Bożego. Jego praca wypływająca z miłości do Pana, Prawdy i braci strawiła w końcu całe jego człowieczeństwo. Udał się teraz do domu, aby spotkać się ze swym umiłowanym Panem i Mistrzem.