Teraźniejsza Prawda nr 231-232 – 1967 – str. 19
W przeciwnych warunkach im szlachetniejsze są uczucia i charakterystyki tym większy jest ból. Opryszek i rabuś może nawet chełpić się z aresztowania i zabrania go na przejażdżkę w wozie policyjnym, natomiast dla człowieka wytwornego doświadczenie to byłoby straszne. Weźmy inny przykład: Świetnie wykształcony muzyk o dobrze wyrobionym uchu do harmonii zauważy zakłócenie i dozna bólu z powodu niezgodnej nuty, która może wcale nie zauważy ten, co ma mniej wyrobiony talent muzyczny. Możemy nawet wyobrazić sobie, że jeden z buntowniczych złodziei ukrzyżowany obok naszego Pana mógłby się chełpić ze swojej śmierci jako triumfu, gdyby nad jego głową znajdowały się napisane słowa, które były nad głową naszego Pana — „Tenci jest on król Żydowski”. Jest niewątpliwie dla nas trudną rzeczą ocenić doskonałość, ponieważ ani my, ani nikt z kim mamy pokrewieństwo nie jest doskonały. Jednak powtarzamy, że musi być prawdą, iż doskonały organizm naszego Pana ucierpiał o wiele więcej aniżeli ktokolwiek z Jego naśladowców mógł ucierpieć w tych samych warunkach.
Była jednak inna przyczyna, wprawdzie była to główna przyczyna, dla której — możemy być pewni — nasz Pan smucił się tak wielce w tym przypadku, iż Jego agonia stając się bardzo silną spowodowała krwawy pot. Tą przyczyną było zrozumienie przez Niego własnej sytuacji w stosunku do Ojca i do przymierza, pod którym uczynił Swoją ofiarę. Aby wypełnić wolę Ojca, opuścił On chwałę niebieską, stał się niższy od aniołów i przyjął kształt i naturę ludzką tak, aby z łaski Bożej mógł odkupić Adama, a odkupując Adama odkupić w nim jego rodzaj potępiony w nim. Miał On przyjemność, wprawdzie „pragnienie”, czyli upodobanie, w tym uniżeniu się, jak jest napisane: „Pragnę, abym czynił wolę twoje, Boże! albowiem zakon twój jest w pośrodku wnętrzności moich” (Psalm 40:9). To usposobienie doprowadziło naszego Pana do zupełnego poświecenia się na śmierć; skoro tylko osiągnął trzydzieści lat życia, mógł więc On właściwie przedstawić się jako ofiara za nasze grzechy. Ta sama miłość i gorliwość utrzymały Go w wierności w ciągu lat Jego służby i pozwoliły Mu przyjąć wszelkie doświadczenia życiowe i różne sprzeciwiania się Mu przez grzeszników za lekki ucisk (Żyd. 12:3), ponieważ rozumiał On, że czynił wolę Ojca.
Dlaczego więc tak się stało, że przy samym zakończeniu się służby Pańskiej, po opowiedzeniu uczniom o nadchodzącej Jego śmierci i wyjaśnieniu, że będzie On wyśmiany przez przełożonych kapłanów i starszych i że będzie ukrzyżowany (Mat. 16:21) — wobec całej tej wiedzy, ufności, miłującego posłuszeństwa i wierności ślubowi Swego poświęcenia, aż do śmierci — dlaczego nasz Pan doznał tak strasznej próby w ogrodzie Gietsemane?
Słowa Apostoła Pawła wyjaśniają ten stan rzeczy: on mówi, że Jezus „ofiarował modlitwy i uniżone prośby z wołaniem wielkim i ze łzami do tego, który Go mógł zachować od śmierci” (Żyd. 5:7).
kol. 2
Ale przecież inni też umarli, inni spojrzeli śmierci w oczy w tak strasznej formie lub nawet straszniejszej i uczynili to ze spokojem. Dlaczego więc nasz Pan popadł w taki głęboki smutek i tak silnie wołał, iż wystąpił na Nim krwawy pot? Odpowiadamy, że dla Niego śmierć miała całkiem inne znaczenie od tego, jakie ona ma dla nas. My już jesteśmy w dziewięciu dziesiątych albo więcej umarłymi z powodu naszych niedoskonałości i naszego udziału w upadku, który odrętwił wszystkie nasze uczucia — umysłowe, moralne i fizyczne — i który sprawia to, że nie jesteśmy w stanie ocenić życia w jego najwyższym, najlepszym i najzupełniejszym znaczeniu.
Nie tak było z naszym Panem. „W nim był żywot” — doskonałe życie. Jest prawdą, że przez trzy i pół roku On składał w ofierze Swoje życie, używając je w głoszeniu Prawdy, a szczególnie w uzdrawianiu tłumów chorych, gdy cnota albo żywotność wychodziła z Niego i uzdrawiała je wszystkie (Łuk. 6:19). To wprawdzie osłabiało Jego fizyczną budowę i siły, ale czuł się On niewątpliwie nadal pod względem umysłowym pełen krzepkości, życia i doskonałości. W dodatku nasze doświadczenia ze śmiercią i oczekiwanie jej prowadzą nas wcześniej lub później do uważania śmierci jako pewnika. Przeciwnie, doświadczenia naszego Pana miały do czynienia z życiem: przez całe stulecia niezliczone dla nas On przebywał z Ojcem i świętymi aniołami, ciesząc się doskonałością nieskończonego życia. Jego zaś doświadczenia z umierającymi ludźmi trwały tylko kilka krótkich lat i dlatego śmierć dla Niego miała całkiem inne znaczenie od tego, jakie ona ma dla umierającego rodzaju ludzkiego.
Lecz było tam coś więcej niż to, o wiele więcej: Poganie mają nadzieję przyszłego życia zbudowaną na tradycjach swoich przodków, a lud Boży ma nadzieję zmartwychwstania zbudowaną na Boskiej obietnicy i zagwarantowaną dla niego przez zasługę ofiary Chrystusowej — lecz jaką nadzieję miał Jezus? On nie mógł podzielać nadziei pogan, że umarli nie są umarłymi, bo wiedział, że to nie było prawdą; On też nie mógł mieć nadziei w odkupienie i wzbudzenie Go przez zasługę kogoś innego. Jego więc jedyna nadzieja tkwiła w tym, aby cała Jego kariera od chwili poświęcenia się, aż do końca była zupełnie doskonała, bez skazy, w oczach Sprawiedliwości w oczach Ojca Niebieskiego.
Tu właśnie gdy był sam ten straszny lęk przytłoczył Go: Czy był On doskonały w każdej myśli, słowie i czynie? Czy zupełnie podobał się Ojcu? Czy będzie On następnego dnia — z takim lękiem przed hańbą i sromotą jakich dozna z powodu Swojej doskonałości — w stanie bez wzdragania się wypełnić Swoją część? I czy jako wynik tego będzie On uznany za godnego przez Ojca do wzbudzenia od umarłych trzeciego dnia? Albo jeżeli upadł, lub upadnie w jakimś nawet najmniejszym szczególe, to czy będzie uznany za godnego zmartwychwstania i czy nie będzie zgładzony,