Teraźniejsza Prawda nr 231-232 – 1967 – str. 18
„Z WOŁANIEM WIELKIM I ZE ŁZAMI”
Mat. 26:36-50
Ogród Getsemane nie był dzikim lasem ani ogrodem publicznym, ale sadem oliwkowym. Nazwa tego ogrodu zdaje się wskazywać na to, że na tej ziemi była postawiona prasa oliwna do wytłaczania oliwy z oliwek. Zdaje się być rzeczą oczywistą, że posiadłość ta była pod kontrolą jednego z przyjaciół Jezusa i że Jezus i Jego uczniowie byli zaznajomieni z tym miejscem, do którego udali się po spożyciu Pamiątkowej Wieczerzy. Miejsce, na które obecnie wskazuje się jako na Ogród Gietsemane, znajduje się około półtora mili od muru Jerozolimy i posiada ono jeszcze znamienne stare drzewa oliwkowe. Sam zaś Ogrójec znajduje się pod opieką mnichów, którzy zamieszkują w pobliżu.
Gdy nasz Pan i Jego jedenastu uczni przyszło do wejścia do Ogrójca albo sadu, to Jezus zostawił tam ośmiu z nich jako rodzaj zewnętrznej straży zabierając ze Sobą trzech ulubionych uczni: Piotra, Jakuba i Jana. Ci trzej, którzy przy innych sposobnościach podobnie byli uprzywilejowani – np. w związku z wizytą u córki Jairusa (Łuk. 8:51) – ci trzej byli także uprzywilejowani oglądać „widzenie” na Górze Przemienienia (Mat. 17:1-9). Chociaż Jezus miłował wszystkich Swoich uczni, to jednak ci trzej byli szczególnie drogimi dla Niego, prawdopodobnie z powodu ich specjalnej gorliwości i miłości okazywanej Jemu. Ale tym razem nawet oni, Jego szczególnie drodzy uczniowie, nie mogli wniknąć w ciężar jaki przygniatał serce Pańskie ani nie byli w stanie
kol. 2
zupełnie sympatyzować z Panem, dlatego pozostawił ich i odszedł trochę dalej, aby się modlić do Ojca.
Mowa wszystkich opisów tego zajścia wzięta razem szczególnie w świetle oryginalnego języka greckiego wykazuje, że na Jezusa w tym czasie przyszło z wielką siłą przykre osamotnienie i udręka. Chociaż Pan starał się być z uczniami wesoły, ma się rozumieć dla ich dobra i starał się dać im niezbędne lekcje celem przygotowania ich do doświadczeń; to jednak teraz po uczynieniu dla nich wszystkiego co było w Jego mocy i po udaniu się do Ojca, Jego myśli wniknęły w Jego Osobę i w Jego pokrewieństwo z Ojcem, a na zewnątrz zwróciły się one na publiczną hańbę Jego doświadczenia i na przekonanie ludzi, że był On bluźniercą i buntownikiem, dalej na pogardliwe wyszydzanie z Jego sądzenia i wreszcie na publiczne stracenie Go między dwoma złodziejami. Wszystko to obecnie jasne w Jego umyśle było wystarczającą przyczyną do udręki, bólu i głębokiego, dotkliwego smutku, które Go przygniatały.
Rozważając sprawę cierpień naszego Pana, jest dobrze przy tej sposobności pamiętać, że wrażliwość Jego doskonałego organizmu – niesplamionego i nieskażonego grzechem oraz niezdegradowanego i niestępionego procesem umierania – była o wiele bardziej czuła na bóle i smutek tej godziny, która przyszła na Niego aniżeli mogły to odczuć uczucia tych, którzy byli z upadłego rodzaju.