Teraźniejsza Prawda nr 133 – 1951 – str. 9
wrześniu 1948 był zmuszony poddać się operacji kiszki odchodowej. Po tego rodzaju operacji jest wymagany dłuższy odpoczynek, ale on nie czekając na zupełne wyzdrowienie i przeciw doradzie lekarza, udał się w podróż lotniczą na zachód na konwencję do Los Angeles, a następnie zatrzymał się na konwencji w Chicago, gdzie usłużył braciom pomimo wielkich cierpień fizycznych. Po przybyciu do domu stan jego zdrowia wymagał dłuższego odpoczynku, lecz on tylko po częściowym wyzdrowieniu zajął się swoją zwykłą rutyną, chociaż już z wielce zmniejszoną zdolnością; teraz więcej potrzebował fizycznej pomocy jak kiedykolwiek przedtem, bo operacja wielce go osłabiła.
Stopniowo stawał się coraz słabszym, co można było zauważyć z ostatnich sześciu do dziesięciu miesięcy jego życia tu na ziemi. W dalszym ciągu służył zborowi filadelfijskiemu wykładem i odpowiedziami na pytania w każdą pierwszą niedzielę miesiąca. Zajmował się zwykle sam korespondencją, tj. czytaniem listów, zamówień, prenumerat, itd. i odpowiedziami na te listy, oraz pracował nad tomami, wydaniem PRESENT TRUTH, HERALD, itd. Jeszcze czytywał tomy Parousyjne i Epifaniczne przy każdej sposobności, aby mógł lepiej zapamiętać Prawdę. Czasami, gdy czytał tomy Epifaniczne, a zwłaszcza „Bóg” i „Stworzenie”, mówił nam, że sam się dziwił, że Pan dał te rzeczy braciom przez niego. Stan jego zdrowia zdawał się być ten sam, lecz zaczął tracić apetyt i wiele wagi i siły, co pogarszało się przez częste bóle żołądka i kiszek.
Pewnego dnia w lutym wstał rano z silnym bólem w piersiach. Mówił że ból ten był podobny temu, jaki miał gdy zachorował na atak zakrzepu krwi. To zdarzało się kilka razy przedtem, a więc postępował według porady lekarza, zmieniając swą pozycję, tj. wstawał z łóżka i stał w prostej pozycji aż do późnego rana. Jego lekarz oznajmił nam później, że takie incydenty zdają się wskazywać, że niektóre mniejsze naczynia krwionośne serca pękały i stawały się bezużyteczne.
W pierwszej części marca nasz drogi Brat zachorował na atak grypy kiszkowej, który trwał około trzech dni. Podczas tej choroby, lekarz przepisał mu surową dietę, której musiał się trzymać przez dość długi czas nawet po chorobie. Ta choroba była powodem, że nie mógł dać swojej usługi zborowi filadelfijskiemu 5 marca. W połowie kwietnia znowu zasłabł na podobny atak, lecz nasz drogi Brat dalej pracował jak dawniej, lecz z coraz większym osłabieniem. Podczas okresu tych ataków spędził znaczną część czasu nad ukończeniem tomu „Chrystus — Duch — Przymierza,” przygotowując go do druku. Rychło w sierpniu znów zachorował na żołądek, tym razem gorzej, aniżeli przedtem, gdyż ból trwał dłużej. Atak ten zaczął się w dniu, w którym miał służyć wykładem braciom miejscowym. Tylko przez wielki wysiłek woli, mógł dać wykład i odpowiedzieć na pytania. Przedmiotem jego wykładu był Psalm 46, co było wielkim błogosławieństwem dla braci. Około tydzień później powrócił do normalnej diety i znów zajął się dawnymi odpowiedzialnościami.
USŁUGUJE NA KONWENCJI
Podczas konwencji filadelfijskiej [która odbyła się w dniach 1-4 września, 1950] Brat Johnson pomimo wielkich niedomagań fizycznych usługiwał braciom w dwóch dniach. Po konwencji był dość wesół i więcej czynny w swej pracy włączając i czytanie dzieł o Reformacji. Czuł się o tyle lepiej, że prosił braci, by czynili przygotowania do jego podróży na konwencję do Chicago, a później może do Los Angeles. Dnia 9 września, po raz ostatni, miał u siebie gości w Domu Biblijnym, i zdawało się, że czuł się o wiele lepiej, gdy opowiadał im o swych dawniejszych przejściach przez około dwie godziny. Dnia 19 września miał nowy atak bólu żołądka, który miał być już ostatnim, trwający kilka dni i który go wielce osłabił.
Dnia 23 i 24 września rozwinęła się trudność w oddychaniu. Lekarz postawił diagnozę iż był to obrzęk płucny spowodowany chorobą serca i innymi chorobami i radził poddania się mniejszej operacji, lecz Brat Johnson nie chciał iść do szpitala. Po daniu mu specjalnego leczenia, zdawało się że czuł się lepiej, lecz to było tylko tymczasowe polepszenie, bowiem znów zaczął czuć się gorzej. Dnia 2 października siedział przy swoim biurku po raz ostatni. W dniu swych urodzin, 4 października, czuł się bardzo osłabiony, lecz doktór radził Siostrze Johnson, by wyprawiła mu ucztę urodzinową, pomimo jego choroby, mówiąc, że Brat Johnson może już nie będzie długo z nami. Siostrę Johnson, która wskutek podeszłego wieku i choroby nie może chodzić, zaniesiono na drugie piętro, gdzie zrobiono mu ucztę. On to wszystko ocenił, szczególnie tort i wiązankę kwiatów, lecz bardzo mało jadł z powodu słabości i wycieńczenia. Przez następne kilka dni był bardzo znużony, pomimo że serce i ciśnienie krwi były lepsze.
Lekarz zadecydował zmienić lekarstwo, co spowodowało to, że umysł jego stał się tak czynny, iż bardzo mało miał spoczynku we dnie lub w nocy, więc dlatego lekarz znów zmienił lekarstwo. Lecz z powodu braku snu przez cały tydzień, czuł się o wiele słabszym. W tym czasie przyjechał Brat Alger, lekarz osteopata, aby leczyć chorego. Brat Johnson już nie mógł podpisać się wyraźnie gdyż ręce jego trzęsły się coraz bardziej. Po raz ostatni podpisał swe imię i nazwisko 15 października i od tego dnia przestał zatrudniać się korespondencją. Zdawał się być niespokojnym i słabszym. Dnia, którego Brat i Sio. Hedman przyjechali z podróży czuł się o wiele gorzej. Następnego dnia nie mógł już ich poznać. Przez całą noc we wtorek 17 października prosił o wodę, ponieważ jego choroba była powodem wielkiego pragnienia. Nareszcie zasnął, a rano zdawało się, że czuł się lepiej i był więcej mownym, powtarzając kilkakrotnie: „Pójdźcie, kłaniajmy się Panu w ozdobie świętobliwości.” Była to ostatnia myśl, jaką słyszano, że wyraził z Pisma świętego. Podczas choroby często modlił się na głos, mówiąc: „Panie, daj mi dziedzictwo świętych,” „Jezu, daj mi Swe życie,” itd.
We czwartek rano już nie mógł mówić do nas, a w odpowiedzi, czy się chce napić wody, dawał znak głową. Zdawał się być bardzo znużony, i trudno było go obudzić na śniadanie; znużenie trwało resztę dnia. Wtedy Brat Alger dał myśl, aby się poradzić drugiego lekarza osteopaty, co też uczyniono. W piątek zauważono, że miał trudność w połykaniu pokarmu, trudność ta stopniowo wzrastała, aż w końcu wcale nie mógł pokarmu przyjmować bez dławienia się nim. W sobotę rano już nie mógł pić ani wody. Gdy lekarz przybył rano i zbadał go, powiedział, że już nic więcej nie może dla niego zrobić, gdyż on będzie z nami tylko kilka godzin.
Wszyscy byli zdumieni, słysząc to, bowiem wszyscy wierzyli, że Pan zachowa go jeszcze kilka lat przy życiu. Nie myśleliśmy, że tak się stanie, lecz dobry Pan, który się nie myli, tak zarządził. Kilka dni przedtem pytaliśmy się czy karmienie dożylne, czyli przez zastrzyki może być zastosowane, lub czy inne specjalne leczenie nie mogłoby pomóc, lecz lekarz nie radził tego w wypadku Brata Johnsona. Na pytanie czy nie ma coś takiego w lecznictwie co mogłoby mu pomóc, lekarz odpowiedział: Nie.
Wtedy zawezwaliśmy drugiego lekarza, aby dał swoją opinię, który po zbadaniu chorego radził, aby go dać do szpitala na specjalne leczenie. Mówił, że jest słaba nadzieja czy specjalne leczenie oddziała na