Teraźniejsza Prawda nr 133 – 1951 – str. 5
Jezusowej Oblubienicy był mile przyjęty do domu! Jak niebiosa musiały opływać radością i rozbrzmiewać weselem gdy teraz, po raz pierwszy w historii oglądano Baranka i Małżonkę Barankową uzupełnioną w chwale! 144000 stojących z Barankiem na górze Syon! Ostatni żywy kamień był nareszcie przyniesiony z dalekiego kamieniołomu, ustawiony na miejscu w chwalebnej Świątyni! Jak niewymowną radość miał nasz drogi Brat Johnson, gdy nareszcie, po raz pierwszy, oglądał swego drogiego Zbawiciela i błogosławionego Mistrza w całej Jego chwale! Jaką radość musiał mieć, spotykając się ze wszystkimi innymi świętymi poza wtórą zasłoną! A także ze swymi aniołami stróżami i z zastępami innych aniołów! A ponad wszystkich ze swym Wielkim, Wszechmądrym, Wszechsprawiedliwym, Wszechmocnym i Wszechmiłującym Ojcem Niebieskim!
Głęboko odczuwamy naszą stratę tu na ziemi. Odczujemy brak jego większy, aniżeli słowa mogą to określić. Lecz jego praca tu się skończyła, i dlatego Pan powołał go do domu. Siódmy anioł (lub siódma gwiazda) z ostatniego okresu Kościoła Chrystusowego tu na ziemi, zakończył swoje dzieło. Pan, w Swej mądrości, zabrał z ziemi siódmego pasterza i ósmego książęcia (Micheasz 5:5). Praca jego miłości zakończyła się, lecz nasz drogi Mistrz jeszcze będzie go używał by nas błogosławić, tj. przez jego pisma, które nas oświecają, przez pamięć jego wielkiej wierności pośród wielkich doświadczeń i trudności, które będą nas wzmacniać; a przez swoją nieobecność objawia nam, że Oblubienica jest już uzupełniona w chwale. W ten sposób daje nam do zrozumienia, i to bardzo dobitnie, że mamy wielką pracę do wykonania jako Pańscy słudzy Wielkiego Grona i Młodocianych Świętych.
Gdy jesteśmy tak zgromadzeni w tym miejscu, razem z drugimi wiernymi sługami Najwyższego, nie tylko dzisiaj, lecz i w przyszłych dniach, odnówmy nasze śluby poświęcenia wobec naszego Ojca niebieskiego, że ochotnie przyjmujemy Jego świętą wolę we wszystkim, i że pełnienie Jego świętej woli będzie naszą najwyższą rozkoszą. Miejmy na uwadze, abyśmy nie czcili Posłannika Epifanii, albowiem on był naszym współsługą; lecz możemy go miłować i zawsze cenić będziemy jego pamięć.
Osobiście chciałbym złożyć świadectwo, że oprócz Posłannika Parousji, nasz drogi Brat Johnson więcej niż ktokolwiek inny na ziemi miał wpływ na moje życie. Jako prawdziwy przyjaciel i brat, napominał mię, ganił i zachęcał z cierpliwością i nauką. Pan często karał mnie przez jego usługę, za co jestem Mu wdzięczny. Raduję się nadzieją, iż ostatecznie stanę się jedną z klasy towarzyszek Oblubienicy, które wejdą przed obecność Króla z wielką radością i weselem. Teraz smucimy się naszą tymczasową stratą, ale gdy jako poświęceni słudzy Najwyższego pozostaniemy wiernymi aż do śmierci, będziemy znów razem z nim i ujrzymy go w chwale razem z wszystkimi zastępami nieba. Oby wierny przykład naszego drogiego Brata Jahnsona dopomógł nam do osiągnięcia pełnej radości w Panu! Niech Bóg błogosławi jego pamięć!
(Po powyższych przemówieniach, orszak pogrzebowy posunął się na cmentarz, gdzie Brat Hoefle powiedział kilka słów, odczytał Psalm 23, poczym zaśpiewano pieśń i zakończono modlitwą).
ŻYCIORYS PASTORA
PAWŁA S. L. JOHNSONA
Paweł Samuel Leon Johnson znany był w świecie jako profesor Johnson, autor, wykładowca, badacz Biblii, pastor, wydawca, profesor i kaznodzieja, urodził się 4 października, 1873 w miasteczku Titusville, w stanie Pensylvanii; zmarł 22 października, 1950. Ożenił się z Emmą B. McCloud, córką kontraktora z Columbus, Ohio, 3 stycznia, 1905. Nie mieli oni dzieci. Po śmierci pozostawił żonę.
Oboje z jego rodziców byli pochodzenia żydowskiego, a wpływ przedporodowy przyczynił się wiele do jego pracy jako sługi Bożego. Tak jego ojciec jak i on odziedziczyli niezwykłą siłę fizyczną od jego dziadka, który był bardzo silnym mężczyzną. Ojciec jego był piekarzem w Polsce, który gdy miał być powołany do wojska, uciekł do Ameryki, gdzie pracował przez sześć miesięcy po 20 godzin dziennie z wyjątkiem Sabatu, w którym odpoczywał, aby tylko mógł sprowadzić żonę i dzieci do Ameryki. Jego ojciec był bardzo inteligentnym człowiekiem, a jako lingwista, władał płynnie 14 językami. Matka przyjechała do Ameryki na żaglowcu, który kilka razy był w niebezpieczeństwie wywrócenia się podczas silnych burz napotykanych w drodze. Te doświadczenia przyczyniły się do tego, że będąc z natury pobożną niewiastą, tym więcej pociągały ją do Boga, którego wzywała o ratunek. Młody Paweł odziedziczył po matce swojej zdolności religijne, a po ojcu władze fizyczne i umysłowe. Urodził się około dziewięć miesięcy po przybyciu matki do Ameryki i rodzina zamieszkała w Titusville, Pa., które było wówczas ożywionym miastem olejowym.
Ojciec Brata Johnsona był bardzo wybitnym w kołach religii żydowskiej, zostając wkrótce prezesem synagogi w Titusville. Gdy podróżował, często był zapraszany do przemawiania do zgromadzeń, a gdy później przeprowadzał się z miasta do miasta, bywał obierany prezesem i tych synagog, w których miejscowościach zamieszkał. Młodego Pawła kształcono w znajomości języka hebrajskiego, co później przydało mu się w jego przyszłej pracy. W dniu 15 października 1886 r. został wybrany na tzw. urząd Bar Mitzvah (syn komendanta). Uczył się bardzo dobrze, a zwłaszcza był biegły w historii. Gdy liczył osiem lat, z zachętą ojca, zaczął pisać historię Stanów Zjednoczonych. Jeszcze jednym znamiennym wydarzeniem w wczesnym życiu małego Pawła było to, że ojciec wziął go na pogrzeby Braci Stetsona i Storrsa, gdzie po raz pierwszy widział Brata Russella i słyszał jego kazania. Wybitność jego ojca w kołach żydowskich była przyczyną wielu doświadczeń dla jego syna Pawła, a zwłaszcza po śmierci matki gdy liczył zaledwie lat 12. Dlatego że był ulubieńcem matki, i miłował ją bardzo, jej śmierć, 4 stycznia, 1886, była okazją wielkiego smutku dla młodego Pawła. Mało jest takich dzieci, któreby tak opłakiwały stratę jednego z ich rodziców, jak on opłakiwał matkę. Wkrótce ojciec ożenił się po raz wtóry, czego młody Paweł nie pochwalał. Źle traktowała go rodzina z powodu jego miłości i wierności dla zmarłej matki, co było powodem wielu niesnasków w kółku rodzinnym. Do tego stopnia stał się roztargnionym i zniechęconym, że kilka razy uciekał z domu w roku 1887.
Ostatnia jego ucieczka z drugim chłopakiem w jego wieku, sprowadziła go do Philadelphi, Pa., gdzie