Teraźniejsza Prawda nr 216 – 1964 – str. 70
baśnie o cudach i dziwach. Z jaką przyjemnością, z jaką chciwością ludzie słuchają wszystkich tych niewiarygodnych historii o upiorach, duchach i widmach, o piekle i wszystkich innych dziwach tego rodzaju. Im bardziej opowiadający oddala się od prawdy, tym pewniej zaimponuje swoim słuchaczom i połaskocze ich świerzbiące uszy. Jednak nie wierzcie, że wszystkie te rzeczy służą jedynie ku uciesze tych, którzy je opowiadają lub tych, którzy ich słuchają. Mają one bardziej solidny cel: służą one temu, by księża i zakonnicy mieli z czego żyć. Nie ma wielkiej różnicy między tymi szaleńcami a tymi, którzy przez głupie zaufanie w protekcję świętych karmieni są zawsze najsłodszymi nadziejami.
CIĘŻKIE ZADANIE KARDYNAŁA
Według sprawozdania zamieszczonego w „United Press”, kardynał Cushing z Bostonu miał dość trudne zadanie do wykonania w tym czasie, gdy Watykan wydał oświadczenie dotyczące św. Filomeny. Zaproszono go, by był obecny przy poświęceniu nowego kościoła w Dover, Mass., który był gotowy do użytku z tym wyjątkiem, że jego kamień węgielny nie był jeszcze umieszczony i że nie był on formalnie poświęcony. Kościół ten miał mieć nazwę św. Filomeny. Prałat, który założył tę parafię w 1959 r., rozdał około 800 małych figurek św. Filomeny swoim parafianom.
W drodze do Dover kardynał przeczytał wiadomość nadesłaną z Rzymu, która mówiła, że Watykan skreślił imię „św. Filomena, panna męczennica” z religijnego kalendarza kościelnego, ponieważ nie było dowodu na to, że ona kiedykolwiek istniała. Przeto powiedział on zgromadzonym parafianom w Dover, że imię tego kościoła zostanie zamienione na Kościół Najkosztowniejszej Krwi. Co się tyczy powiedzenia zaufanym parafianom o konieczności zmiany imienia ich kościoła, kardynał powiedział: „Było to ciężkie zadanie. Było to podobne do powiedzenia Irlandczykom, że nie było św. Patryka”.
Można przynajmniej pochwalić kardynała, że wybrał imię dla tego kościoła, oparte na kosztownej krwi Jezusa, które z pewnością będzie trwalsze od imion niektórych „świętych” kanonizowanych jako takich w Rzymie, a które może później zostaną odrzucone.
WŁAŚCIWA MODLITWA – NIE DO ŚWIĘTYCH – LECZ DO BOGA
W naszym tekście Jezus mówi Swoim uczniom, by modlili się do Ojca niebiańskiego: „Wy tedy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech”. Tym tylko, którzy stali się dziećmi Bożymi przez pokutę, porzuciwszy grzech i uchwyciwszy się Jezusa jako swego Zbawiciela oraz poświęciwszy samych siebie Jemu i na Jego służbę, jest przyznany przywilej modlitwy (Jan 15:7) w jego najzupełniejszym znaczeniu. Tylko ci, którzy uczynili te kroki są uprzywilejowani wzywać Boga Jehowę tym miłym imieniem: „Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech”.
Przeto ich zbliżenie się do Boga oznacza: (1) wiarę w Niego — Żyd. 11:6; (2) zdanie sobie sprawy z zależności od Boga — Jan 5:19, 30; Filip. 4:19; (3) wiarę, że dzieło pojednania z Nim zostało dokonane przez niewymowny dar Jego miłości, tj. przez Jezusa Chrystusa naszego Zbawiciela – Jan 3:16; 2Kor. 9:15; Żyd. 2:17; (4) zdanie sobie sprawy z tego, że Bóg nie potępia już więcej błagającego, lecz przyjmuje go jako Syna — Jan 1:12; Rzym. 8:1, 14—16; i (5), poświęcenie albo oddanie całego swego człowieczeństwa Bogu i Jego służbie, zupełne złożenie w ofierze swojej woli, a przyjęcie całkowicie woli Bożej — Przyp. 23:26; Mat. 16:24, Rzym. 12:1.
Wskazówki naszego Pana mówiące nam do kogo mamy się zwracać w naszych modlitwach usuwają myśli o samolubstwie i sekciarstwie, ponieważ pokazują one, że ten, kto się modli, rozpoznaje fakt, iż są jeszcze inni synowie Boży, którzy tak jak on uciekli od grzechu i zostali przyjęci do rodziny Bożej. Z tego powodu modlitwa rozpoczyna się słowami: „Ojcze nasz”, a nie „Ojcze mój”. Ktokolwiek jest uprzywilejowany aby zwracać się do Boga w ten sposób, musi także mieć troskę o interesy innych członków z rodziny Bożej, z których wielu znajduje się pomiędzy rzymsko-katolikami, grecko-katolikami itd., a także wielu z nich znajduje się w różnych denominacjach protestanckich i gdzie indziej. Ten, kto przychodzi do Ojca, musi odrzucić wszelkie samolubstwo jakie poprzednio posiadał i musi uznać samego siebie, że jest tylko jednym z zaszczyconej klasy synów w ten sposób uprzywilejowanych.
Modlitwy mogą także być zanoszone do Jezusa, który nas umiłował i oddał Samego Siebie za nas. On nadal interesuje się nami — nadal nas miłuje. On jeszcze jest naszym „Pasterzem i Biskupem naszych dusz” (1Piotra 2:15), jeśli my jesteśmy Jego owcami (Ew. Jana 10:11, 15, 27—29). Jezus jeszcze jest naszym wiernym Najwyższym Kapłanem, który może z nami cierpieć i który jest gotów przyjść z pomocą tym, którzy są kuszeni (Żyd. 4:15; 2:18). Chociaż Pismo Św. nigdzie nas nie poucza, by zanosić prośby do Niego, to jednak nie byłoby złem modlić się do Niego; ponieważ Pismo Św. także nigdzie tego nie zabrania, a uczniowie oddawali Mu cześć (Mat. 28:9, 17). Słowo Boże mówi nam, abyśmy „wzywali imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (1Kor. 1:2).
Byłoby jednak poważnym błędem z naszej strony przypuszczać, że jako poświęcone dzieci Boże mamy zanosić nasze prośby do Pana Jezusa a nie do Boga. Powinniśmy pamiętać, że „wszelki datek dobry i wszelaki dar doskonały z góry jest, zstępujący od Ojca” (Jak. 1:17) i że „my mamy jednego Boga Ojca, z którego wszystko, a my w Nim; i jednego Pana Jezusa Chrystusa,