Teraźniejsza Prawda nr 31 – 1927 – str. 96
iż brat Johnson wierzył w swoje listy wierzytelne i list przedstawicielski do braci, jako prawdziwe, i aby powziąć polecenie nad różnymi obconarodowemi oddziałami; i że żądali od niego wykonania tej pracy, o ile by uważał, że byłoby potrzebnem do wykonania dla dobra sprawy Pańskiej, i najlepszych korzyści pracy Towarzystwa w ogólności. Widzimy, iż był przekonany do tej myśli, ponieważ Komitet Wykonawczy zarządu, a później nowy prezydent przysłali kopię listów interesowych do zarządców Brytyjskiego oddziału, (i listy, by mógł załatwić niektóre sprawy odnoszące się do sytuacji w Betel i Tabernacle). Jesteśmy przekonani, że brat Johnson działał w pełnej wierze, i że jego praca w ogólności była dobrą, czego nie schraniamy się uznać, choć jak każdy z nas, i on może uczynił pewne omyłki. Takie nagłe skasowanie listów wierzytelnych brata Johnsona nie oddziałało dobrze na niego; i czujemy się, aby znaleźć pewną drogę do ułagodzenia tego stanu, który egzystuje między nim a prezydentem, ażeby wynik był dobrym, nie tylko dla nich, ale dla pracy Pańskiej w ogólności. Szczegóły zebrania zarządu z 29 marca nie są w harmonii z sprawozdaniem sekretarza, odesłanym do Wielkiej Brytanii — co za nieszczęśliwa sprzeczność. Z widoku na obecny naprężony stan, który wprowadza hańbę na brata Johnsona dobre imię i jego użyteczność w pracy Pańskiej, ponieważ został zwolniony i odwołany przez prezydenta, i to bez pozwoleństwa zarządu i bez ich wiedzy i potwierdzenia, dlatego niech będzie postanowione, ażeby brat Pierson i brat Johnson byli postawieni do uczynienia najlepszego możebnego załatwienia kosztów sprawy uczynionej przez brata Johnsona, gdy wykonywał obowiązki jako przedstawiciel Stowarzyszenia.
(podpisy) A. I. Ritchie Isaac F. Hoskins.
I. D. Wright R. H. Hirsh.
TRZY KRZYŻOWE DNI
Jak już wykazaliśmy, (w Teraźniejszej Prawdzie) rozłączenie pozafiguralnego Eliasza i Elizeusza miało pierwsze małe początki 21 czerwca 1917, gdy brat Rutherford (1) zwolnił nas od służby w Tabernacle: i tego samego przedpołudnia namawiał nas, choć nie byliśmy dosyć zdrowi i mocni do tego, ażebyśmy zgodzili się do powzięcia długiego pielgrzymowania na kilka tygodni. Karta wskazująca podróż była nam dana w ten sam dzień po południu. Tej nocy nie mogliśmy dobrze spać i dlatego następnego poranka krótko po śniadaniu 22 czerwca, grzecznie (2) odmówiliśmy powzięcia podróży, upewniając go, że to obniżyłoby nasze zdrowie do tego samego stanu jak było przed czteroma miesiącami (3) On tedy złośliwie rozkazał nam opuścić Betel; lecz nie zgodziliśmy się na jego zamiary, apelując od jego decyzji do zarządu, jako ostatniego autorytetu. (4) Zaraz po obiedzie, 22 czerwca, z współczuciem nadmieniliśmy, że będziemy czynić starania do zgody: i (5) o 3-ciej godzinie tego dnia i w jego biurze miał być czas i miejsce do uczynienia tej ugody. Około 3-ciej godziny przysłał swego sekretarza do nas z poselstwem, że nie może się z nami zobaczyć w tym czasie. Później powiedział nam, że ten czas użył na dyskusje pewnych reperacji w Betel z jednym kontraktorem. Zaniedbał raczej sposobności do uczynienia reperacji prawdziwego domu Bożeno (Betel, dom Boży) za dom ręką uczyniony. (6) Około godz. 8:35 przed południem 23 czerwca, (w sobotę po śniadaniu i po jego udzieleniu instrukcji naczelnym departamentów) zbliżyliśmy się do niego dowiedzieć się, kiedy byśmy mogli naszą konferencję
kol. 2
pokojową załatwić. Odpowiedział, że nie prędzej, aż powróci z 4-ro dniowej podróży. Zapatrując się na odkładanie naszej konferencji, powiedzieliśmy mu w krótkości 23 czerwca, że według naszego sądzenia jego postępowanie nie podoba się Panu: (a) jego czynienie i wykonywanie planu, że bierze wyłączny i wykonawczy autorytet w Towarzystwie, i (b) że używa swego stanowiska do przywłaszczenia sobie autorytetu nad zarząd, kontrolującą grupę towarzystwa. (7) Uczynienie naszych wzmianków cicho i z miłością, mocno rozgniewało go, i obwiniał nas, że jesteśmy konspiracją przeciwko towarzystwu (przeciw niemu!). Starał się tedy uczynić tę sytuację za ważną, którą jednak powstrzymaliśmy. Scena ta, która skończyła się między 8:45 a 8:50 przedpołudniem 23 czerwca, według naszego zegarka, wprowadziła go w niepojednane stanowisko ku nam i pokazuje stopniowe przejście różnych czynów, które utworzyły pierwszą scenę w dramacie rozłączenia pozafiguralnego Eliasza i Elizeusza w dwóch ich przedstawicielach. Brat Martin siedział w bliskości słuchając naszych rozmów. Chcemy wyraźnie nadmienić czas tego wypadku, 23 czerwca, od około 8:35 do 8:50 przed południem. Gdyżeśmy przystąpili do niego i odeszliśmy, zauważyliśmy ten czas. W obecnej naszej światłości wierzymy, że zauważenie tego czasu było opatrznościowe. Ten dzień według Boskiego rachowania był pierwszym dniem w lecie. (Whitaker Almanac 1917, str. 19). Słońce przeszło przez równik o godz. 12:15 w południe 22 czerwca 1917, w 180 stopni wschodniej geograficznej długości, gdzie cały świat rozpoczyna dzień o północy. Ponieważ pierwszy dzień pory musi składać się z pełnych 24 godzin, pierwszy dzień tego lata rozpoczął się o północy 23 czerwca. Niech jeszcze raz sobie zapamiętamy czas między 8:35 a około 8:50 rano, 23 czerwca, 1917, pierwszy dzień lata, gdy brat Rutherford powziął przeciwko nam niepojednające stanowisko, które jak powyżej określono, stopniowo rosło i ustaliło się od 21 do 23 czerwca.
Na stronie 16, w przeglądzie Przesiewań żniwa, nasza odpowiedź na brata Rutherforda Przesiewania żniwa, z których kopji posiadamy pewną jeszcze ilość do bezpłatnego rozdania, podajemy, aby dowieść, że fakta te podaliśmy do druku ½ lat przedtem, nim dowiedzieliśmy się, iż data ta była symbolizowana w piramidzie: „Krótko (następnego dnia) po powyżej nadmienionym zebraniu zarządu powiedziane mi było 22 czerwca, (21 czerwca, data 22 czerwca była omyłka drukarza, ponieważ zebranie zarządu odbyło się 20-go czerwca, a następnego dnia skutki przyszły. W P ’18, 7 kol. 2, par. 4. i P ’19, 88 kol. 2, par. 4 poprawiliśmy błąd drukarza i podaliśmy 21 czerwca jako właściwą datę, i to blisko 16 miesięcy przedtem nim dowiedzieliśmy się o świadectwie piramidy w tych rzeczach) iż niema już więcej miejsca w Tabernacle… I powiedziano mi, że brat Rutherford chce się ze mną widzieć. Zaproponował mi podróż pielgrzymską… na którą, wahając się, przyzwoliłem. Następnej nocy spanie moje nie było dobre. Wywnioskowałem, że jedno lub dwutygodniowa podróż przyprowadzi mię wstecz, do tego stanu w jakim byłem przed 4 miesiącami… grzecznie powiedziałem mu następnego poranku (22 czerwca)… Pamiętając na nasze stare przyiacielstwo… szukałem… pokoju z nim. To doprowadziło mię… 22 czerwca (krótko przed obiadem) objąć go rękoma i powiedzieć mu „byliśmy takimi przyjaciółmi, z pewnością możemy… załatwić nasze trudności. Kiedy uczynimy ten zamiar?”