Teraźniejsza Prawda nr 491 – 2004 – str. 56
Kiedykolwiek czyniono ustalenia dotyczące odsunięcia od służby, czynione było to w najbardziej taktowny i cichy sposób, by inni nie musieli wiedzieć z jakiego powodu tak się stało, ani dany pielgrzym nie musiał doznawać niepotrzebnego bólu. Taka osoba była w bardzo łagodny i miłujący sposób zapraszana do wejścia na inne pole działalności na chwałę Boga i dla swego własnego pożytku.
Jego postawa względem pracy pielgrzymów była pełna zachęty dla nich. Jego przykład wiernej służby był dla nich jedną z największych posług. Wpływało to na nich na wiele sposobów nawet tonem i gestem. Niewątpliwie pielgrzymi będą z radością wspominali myśl o tym, iż tak jak jego pierwszą pracą żniwa, tak samo jego ostatnią pracą żniwa była praca pielgrzymska.
OSOBISTY ZWIĄZEK Z PIELGRZYMAMI
Nie mamy myśleć, iż jego związek z pielgrzymami był jedynie oficjalny, lecz były także inne aspekty jego relacji z nimi. Był on osobą przystępną. Był on osobą wzbudzającą miłość i zważającą na potrzeby innych, która zawsze wzbudzała zaufanie. Oprócz oficjalnego związku utrzymywał on wielostronny osobisty związek z pielgrzymami. Po pierwsze był on dla nich jak prawdziwy ojciec. Nie posiadając cielesnych dzieci został przez Pana pobłogosławiony zrodzeniem poprzez Prawdę wielu duchowych dzieci, dokładnie tak jak powiedział apostoł Paweł, że uczynił w przypadku wielu. Brat Russell wprowadził wielu do rodziny Pana, a wśród nich sporą liczbę pielgrzymów. Jeden z pielgrzymów ostatnio zauważył: „Nigdy nie miałem świadomości posiadania ojca dopóki nie przystąpiłem do służby pielgrzymskiej i nie wszedłem w bezpośredni kontakt z bratem Russellem”.
Był on dla pielgrzymów nie tylko ojcem, ale także starszym bratem zawsze gotowym do tego, by stać z nimi ramię w ramię. Dlatego też nie darzono go wyłącznie takim uczuciem jakie ludzie powinni mieć dla ojca. Jako starszy brat wzbudzał on w pielgrzymach ufność do siebie połączoną z szacunkiem dla jego osoby. Ponadto był prawdziwym przyjacielem. Nie był zmienny w swoich przyjaźniach, nie zostawało się jego przyjacielem jednego dnia, po to by zostać odrzuconym następnego dnia. Był on wierny wobec swoich przyjaciół lojalnością opartą na dobrym Słowie Bożym. Każdy pielgrzym dostrzegał to, iż może polegać na przyjaźni tego umiłowanego sługi. Był on serdecznym towarzyszem.
Nasz drogi brat Sturgeon opowiedział nam chwilę temu jak okazywał on braterstwo do swojej ostatniej chwili. Był także bardzo współczującym pocieszycielem. Każdy szukający pociechy, znajdujący się w utrapieniu, a zwłaszcza w utrapieniu duchowym, znajdował w nim uważnego słuchacza, współczujące serce, pocieszające słowo oraz zachęcającą myśl. Z natury był on obficie obdarzony współczuciem i łaska ta rozwinęła się bardziej niż większość jego innych zalet. Umożliwiło to mu wejście w uczucia tak wielu, kiedy przychodzili do niego z rzeczami, które dotkliwie ich przygniatały. Uczyniło to z niego współczującego pocieszyciela.
Ponadto ten dobry sługa Boży był optymistą życzliwym dla innych ludzi. On zawsze nadawał wszystkiemu najlepszą interpretację. Uważał, iż każdy posiada dobre intencje. Jego pragnieniem i spodziewaniem było, by ci jego umiłowani współpracownicy mogli mieć chwalebne wejście do błogosławionego Królestwa, do którego jesteśmy pewni, iż wszedł ten, który został nazwany przez Pana nie tylko „Mądrym”, ale także „wiernym”. Był on radosnym pomocnikiem. Nic nie sprawiało mu większej przyjemności niż służenie innym. Ustawicznie myślał i planował jak może pomóc poprzez radę, przykład i uczynki. Każda osoba o właściwym usposobieniu, która wchodziła w kontakt z nim czuła się pokrzepiona i zachęcona. On zawsze myślał nie o sobie samym, lecz o innych. Dlatego jego śmierć była tak chwalebna. Był on zdania, iż prawdopodobnie odejdzie jako męczennik. W wielu aspektach jego śmierć była bardziej chwalebna niż śmierć męczennika, bowiem dostąpił tego przywileju, by duża miara jego życia nie została mu zabrana przemocą, lecz by każdy gram jego siły został zużyty w służbie, bowiem zmarł on podczas służby. Taka śmierć była dla niego najlepsza. Bóg zdecyduje jaki rodzaj śmierci jest dla każdego najlepszy.
[Zwracając się do szczątków mówca powiedział: O sługo Pana w proroczym typie Bóg nazwał ciebie Eldadem, umiłowanym Boga. Umiłowanym Boga byłeś w ciele, jesteś teraz w duchu i będziesz na całą wieczność. Byłeś także umiłowanym ludu Bożego, jesteś nim teraz i na zawsze będziesz. Dlatego nazywamy cię Ameldadem, Umiłowanym ludu Bożego.]
Nie możemy już modlić się za naszym bratem tak jak to czyniliśmy każdego dnia „Boże błogosław naszego umiłowanego Pastora”. Jednakże, umiłowani, możemy modlić się w odniesieniu do niego, by Bóg błogosławił jego pamięć. On nie potrzebuje już naszych modlitw, lecz, umiłowani, nie pozostawiajmy pustego miejsca w naszych modlitwach w miejscu, gdzie zwykliśmy się modlić „Boże błogosław naszego umiłowanego Pastora”. Módlmy się w tym miejscu „Boże błogosław pamięć naszego umiłowanego Brata Russella.” Kto spośród nas przyłączy się do mówcy w postanowieniu, by codziennie modlić się w odniesieniu do niego, Boże błogosław pamięć naszego umiłowanego brata? O, niech Izrael Boży wszędzie modli się codziennie Boże błogosław jego pamięć!