Teraźniejsza Prawda nr 473 – 2000 – str. 95
się w polskiej filii Domu Modlitwy w tym mieście. Jest on dość duży i nadaje się na konwencje. Jest w nim sala zebrań, kuchnia, jadalnia, biblioteka, są też na górze duże pokoje, które mogą być wykorzystane jako sypialnie oraz apartament pełnowymiarowy dla rodziny, która się nim opiekuje.
Na lotnisku było tak dużo braci, odprowadzających nas, że pozostali pasażerowie musieli pomyśleć, że albo jesteśmy deportowani, albo znakomitymi osobistościami. Z żalem opuszczaliśmy Polskę i nigdy nie zapomnimy tego doświadczenia naszego życia.
Francja
W tym samym czasie lądowaliśmy na Paryskim lotnisku, kiedy minutą ciszy uczczono pamięć pasażerów i załogi Concorde, który się rozbił kilka dni wcześniej. Na lotnisku powitali nas brat i siostra Viard, którzy zawieźli nas do swego domu w Barlin – podróż trwała około trzech godzin. Razem z bratem i siostrą Hermetz, którzy przyjechali, aby przywitać się z nami, spożyliśmy posiłek. Dużo pracy związanej z drukowaniem wydań francuskich czasopism wykonuje br. Viard (pomagając francuskiemu przedstawicielowi, br. Gilbertowi Hermetzowi) mając wspaniałe wyposażenie w swojej suterenie. Następnego ranka pojechaliśmy niedaleko stąd, przez małe miasteczko, na salą konwencyjną, gdzie zebrało się około 90 braci i sióstr. Ta liczba wzrosła do 140 w niedzielą. Mój poranny wykład na język francuski tłumaczyła s. Huchette, ona też grała na skrzypcach w pięcioosobowej grupie (organy, flet, drugie skrzypce i saksofon). Braterstwo przynieśli swój lunch, spożywając go w sali konwencyjnej. Brat Hermetz pokazał mi po drugiej stronic ulicy od swego domu, ładny budynek, w którym znajdują się wszystkie książki i skąd są wysyłane czasopisma. Wszystko było uporządkowane bez skazy. Viardowie byli dla nas bardzo mili i pomogli Mary, wzywając lekarza, gdy ona zachorowała na grypę.
Po konwencji spędziliśmy dwa dni w domu Dominika i Debbie Desmettre. Oni nas zapoznali z francuską wiejską żywnością. Jednego wieczoru był rożen z rodziną, która stanowi połową ich zboru. W czwartek pojechaliśmy do miejsca, gdzie chcieliśmy promem dostać się do Anglii i spędzić noc u rodziny Curilli. Tego wieczoru cieszyliśmy się spożywaniem obiadu z 11 braćmi.
Anglia
Przybyliśmy na konwencją właśnie na czas otwarcia usługi popołudniowej. Ucieszyliśmy się bardzo z „herbaty” (kolacji). Wykład br. Robertsa tego. wieczoru był prawdziwą przyjemnością, ponieważ wszystko rozumieliśmy, każde słowo. Siostra Valerie Armstrong zabrała nas do swego domu i nakarmiła. Ona dała nam piękny i wygodny pokój ze wspaniałymi bliźniaczymi łóżkami. Doliczając godziną, którą straciliśmy w czasie jaki się zmienił, gdy opuszczaliśmy Francją i udaliśmy się do Anglii – zakończyliśmy długi dzień.
Konwencja w Hyde odbyła się w Teatrze Świątecznym w centrum Hyde. Bracia wynajęli cały budynek, w którym na najwyższej kondygnacji mieściła się duża jadalnia oraz kuchnia. Cały dzień byliśmy razem: słuchaliśmy, cieszyliśmy się społecznością, śpiewaliśmy i jedliśmy. Żywność przygotowano dla każdego. Oficjalnie policzono, że na moich wykładach były 73 osoby i 81 osób, ale po policzeniu dzieci ogólna liczba obecnych wyniosła ponad 100. Okazało się, że wszyscy cieszyli się osobiście z wzajemnej społeczności. Oni byli szczęśliwą dobrze zmieszaną grupą a my jeszcze raz czuliśmy się dobrze w domu. Wszystkie wykłady były dobre. W Anglii mają wiele utalentowanych braci, lecz br. Roberts jest nader wyjątkowy. On sprawił, że jesteśmy lepsi i zdolniejsi, niż w rzeczywistości jesteśmy.
Ja byłem bardzo wzruszony, kiedy bracia i siostry prosili Pana o błogosławieństwo dla pokarmów, śpiewając o tej łasce (na melodię 45. pieśni):
Bądź obecny przy naszym stole, Panie:
Bądź tu i wszędzie uwielbiany.
Te dary miłosierdzia błogosław
i spraw żebyśmy mogli ucztować
Wiecznie z Tobą.
Konwencja wydawała się nam tak krótka, dlatego że my przyzwyczailiśmy się do dwutygodniowych konwencji a uczta miłości dosięgnęła nas wtedy, zanim byliśmy gotowi powiedzieć do widzenia. Ja służyłem w zborach Hyde i Sheffield przez dwa wieczory. W wolnym czasie