Teraźniejsza Prawda nr 473 – 2000 – str. 94
Konwencja w Krakowie
Konwencja się odbyła w ogromnej sali zebrań mieszczącej siew kompleksie uczelni. Kraków jest centrum edukacji i sztuki w Polsce. Daria Kucharz, która dobrze mówi po angielsku, siedziała z nami i nas informowała co mówią mówcy, a notując cytowane przez nich wersety po angielsku w małym notesiku, pisała to co mówi brat na podium. To bardzo dobrze funkcjonowało. Między wykładami zaś cieszyłem się braćmi, duchową atmosferą i społecznością. Nauczyliśmy się już nieco po polsku („dziękuję”, „dzień dobry”, „dobrze” i „jak się masz”). Frekwencja sięgała blisko 900 osób.
Na tej konwencji posiłków nie dostarczano, ale można było po niskich cenach kupić sobie coś w bufecie i barze samoobsługowym. Wielu polsko amerykańskich braci z Nowego Jorku, Waszyngtonu i Kolorado uczestniczyło w konwencjach. Na wszystkich konwencjach jest wiele młodzieży, włączając pary w latach dwudziestych. Wydaje się, że Prawda jest najważniejszą rzeczą dla polskich braci i sióstr. Oprócz konwencji, kolacje są również czasem wykorzystywanym na społeczność, pytania i odpowiedzi.
W Polsce jest 80 zborów plus Ukraina i Rosja. Zajęło by cały rok, żeby im wszystkim usłużyć.
Konwencja we Wrocławiu
Tu byliśmy gośćmi w domu braterstwa Rylów. Oni są częścią innej wielkiej Polskiej rodziny w Prawdzie. Mają bardzo przyjemny dom, w którym nasza cała grupa czuła się znakomicie. To właśnie tu zwiedziliśmy więzienie. Konwencja odbywała się w szkolnej hali koszykówki, w której każdy siedział wygodnie. W tym czasie poznałem wielu braci obecnych, ponieważ niemało z nich uczestniczyło nie w jednej, lecz kilku konwencjach. Ponad 600 braci i sióstr było obecnych. (Ja sądziłem, że wielkie liczby są rezultatem uczestniczenia tych samych osób jeżdżących z jednej konwencji na drugą. Tymczasem wielu z nich mogło być tylko podczas weekendu, ponieważ musieli pracować a inni mogli uczestniczyć tylko w jednej konwencji.)
Konwencja w Bydgoszczy
Podczas tej, naszej ostatniej konwencji, Mary i ja byliśmy gośćmi w domu podobnym do tego, w którym ja wyrosłem, gośćmi rodziny Szpunarów. Dom był wsunięty w głąb, z dużym ogrodem, z którego bezpośrednio pochodziło wiele pokarmu na naszym stole. Spacerowaliśmy w nim a dziadek i najmłodszy chłopiec podawali mi nazwy wszystkich owoców i jarzyn. Było wiele gości a mnie przez cały czas stawiano pytania. Wszystko o co pytano było czynione w dobrym duchu i był to bardzo miły wieczór.
Konwencja również się odbywała w kolejnym oświatowym kompleksie i jeszcze raz frekwencja dopisała (około 700 osób). Ponownie wszystko było doskonale zorganizowane. My uczestniczyliśmy w każdym zebraniu. (Jeżeli opuszczało się zgromadzenie, traciło się przeważnie miłość i społeczność.) Bracia nas otoczyli, aby się pożegnać. Mieliśmy propozycje przyjazdu i pozostania u nich „na zawsze”. Podpisywałem Biblie i wielokrotnie robiono mi zdjęcie. Ja lubię dzieci i zdaje się, że one o tym wiedziały. Wiele dzieci i młodzieży mówiło wystarczająco po angielsku, aby wymienić myśli i idee. Rozumieli od 50 do 90 procent moje wykłady w języku angielskim. Resztę słyszeli po polsku od tłumacza.
Na zakończenie konwencji wielka liczba braci i sióstr pozostała na parkingu, aby porozmawiać i mieć społeczność. Gdy ja opuszczałem ten tłum, pewien młody brat, mający około 16 lat, którego widywałem i robił mi zdjęcia na kilku konwencjach, podszedł do mnie i zapytał czy mógłby ze mną porozmawiać. Już chciałem mu odmówić, ale wyglądał tak poważnie, że zacząłem go słuchać. W swojej jak najlepszej angielszczyźnie i bardzo poważnie powiedział mi „Bracie Detzler, Twój pobyt w Polsce był dla mnie błogosławieństwem. Wszystko mi się pomieszało, ale teraz wiem, że ja chcę się uczyć lepiej Prawdy przez całe moje życie.” Jego krótkie oświadczenie sprawiło, że cała ta podróż warta była zachodu.
Następną i ostatnią noc spędziliśmy w domu brata i siostry Kucharskich, ich córek i z rodziną Kucharzów wraz z br. i s. Woźnickimi. Mieliśmy jeszcze jeden luksusowy obiad i serdeczną społeczność. Wydawało się nam, że jesteśmy częścią tej rodziny. Następnego dnia, po drodze na lotnisko w Poznaniu, zatrzymaliśmy