Teraźniejsza Prawda nr 430 – 1993 – str. 77
Piątek, 7 sierpnia, był ładnym dniem. Brat Richard przygotował nam olbrzymi lunch, podczas gdy siostry Marie i Lydia oraz brat Jeremy także przygotowywali się do wyjazdu do Hyde. O godzinie 10.45, po wspaniałym śniadaniu i odczytaniu Manny wyruszyliśmy na konwencję do Hyde, gdzie przybyliśmy o godzinie 15.05, w chwili gdy właśnie się rozpoczynała. Ruch w Anglii był bardzo duży – jakiż to zatłoczony kraj!
WIZYTA U BRATA I SIOSTRY ARMSTRONGÓW
Noce w piątek i sobotę spędziliśmy w domu braterstwa Armstrongów. Już po raz trzeci zatrzymałem się w pokoju zwanym „Ruta”. Powróciły radosne wspomnienia! Brat Armstrong rozpoznał mnie, gdy się spotkaliśmy, i trzymał moją dłoń, uśmiechając się i wiele razy powtarzając moje nazwisko. Wzruszającą chwilą było ponowne spotkanie naszego drogiego wiernego brata, który ostatnio znacznie osłabł i nie jest w stanie bardzo dobrze porozumiewać się. Droga siostra Valerie była szczęśliwa, że znowu nas widzi. Radowaliśmy się licznymi, bliskimi sercu wspomnieniami wspaniałych minionych dni. Pielgrzym pomocniczy br. Raymond Horn nie mógł uczestniczyć w konwencji z powodu choroby, bardzo odczuwano jego brak. Jego wykłady zawsze są bardzo podnoszące na duchu i łatwe do zrozumienia.
W piątek wieczorem, o godzinie 19, służyłem na konwencji 62 osobom tematem „Zwycięski powrót Chrystusa do domu” jako ostatni mówca tego dnia.
W sobotę, 8 sierpnia, padał deszcz. Tego ranka przemawiałem do 53 uczestników konwencji na temat „Psalmu 19 – myśli do medytacji”. Po południu bardzo sprawnie zostało przeprowadzone zebranie interesowe braci brytyjskich, a ważne sprawy zostały skutecznie i szybko omówione w bardzo krótkim czasie. Lunch i kolacje były podawane przez braci na górze starego, lecz przytulnego budynku teatru. Ponieważ następnego ranka miałem zebranie odpowiedzi na pytania, br. Roberts i ja siedzieliśmy niemal do północy, przeglądając pytania i analizując odpowiedzi. Drogi br. Roberts był w tym wszystkich moim inspirującym pomocnikiem.
Niedziela, 9 sierpnia, była mokra i chłodna. Zebranie odpowiedzi na pytania odbyło się o godzinie 11.30. Było 14 pytań, a godzina szybko minęła; mówiono mi, że było dobrze. Bóg jest pełen miłosierdzia i dobroci. Kilku angielskich braci przedstawiło bardzo głębokie i bardzo duchowe tematy, a większość z nich uczyniła to pięknym językiem.
O godzinie 18, po ostatniej wspólnej kolacji na górze, byłem zaplanowany jako ostatni mówca; mówiłem o „Radości”. Nasza uczta miłości była wyjątkowo przepojona miłością i serdecznością, a śpiew, który brzmiał doniośle do samego końca, był przepiękny. Wielu zgromadziło się przy pianinie, a ich liczba stale rosła. Spontanicznie sięgano po wiele różnych stosownych pieśni.
Pożegnanie z bratem i siostrą Armstrong było długie i pełne łez. Wiedzieliśmy, że prawdopodobnie widzimy go po raz ostatni w tym życiu, a gdy to piszę
kol. 2
łzy znowu wracają, lecz są to łzy radości z powodu jego wiernego życia w służbie oraz perspektywy jego nagrody i naszego ponownego spotkania w Królestwie. Nasz samochód był już załadowany, więc po pożegnaniu znowu skierowaliśmy się do domu Chandarów na nocleg. Przybyliśmy tam bardzo późno.
Poniedziałek, 10 sierpnia: Po późnym śniadaniu i odśpiewaniu pieśni związanych z Manną, rozpoczęliśmy powrót do Francji. W Dover mieliśmy godzinę czekania przed wejściem na pokład promu do Calais. Do domu Dominique’a i Debbie przybyliśmy o 20.45, wypakowaliśmy to, co było niezbędne, i udaliśmy się na spoczynek.
Wtorek, 11 sierpnia: Spakowaliśmy nasze bagaże tak jak to było możliwe i byliśmy gotowi do powrotu do USA, a o godz.11 wszyscy udaliśmy się na farmę Vautierów na południowy lunch, lecz bracia z kierunku Bethune spóźnili się. Przybyli brat i siostra Curilli, syn brata Emmanuela, córka Miriam i babcia, siostra Marguerita, (w wieku 90 lat), także brat Jacques Viard z żoną oraz siostra Lillian L. Brat i siostra Viardowie odwiedzali północną Francję. Lunch mieliśmy około godziny 14.
Około godz.16 powiedziałem wykład o poświęceniu (tłumaczył brat Dominique) i zaraz potem odbyła się usługa chrztu dla brata i siostry Vautierów. Zanurzałem ich w dziecięcym basenie, który kupili na tę okazję.
Po chrzcie oboje przytulili się do siebie, a my śpiewaliśmy pieśni. Końcową modlitwę odmówiliśmy tworzac krąg z braterstwem Vautierami w środku. Pomodlił się br. Viard. Było tam 15 dorosłych i małe dzieci. Mieliśmy z nimi krótką społeczność, po czym opuściliśmy ich udając się do domu, ponieważ musieliśmy wstać bardzo wcześnie, by dojechać na lotnisko Charlesa de Gaulle’a w Paryżu.
Środa, 12 sierpnia: Wstaliśmy o godzinie 5.45, zapakowaliśmy ostatnie rzeczy, a po kawie i modlitwie wyjechaliśmy do Paryża, z Debbie jako kierowcą. Jechaliśmy przez dwie i pół godziny, a ona podwiozła nas pod same drzwi, gdzie uściskami pożegnaliśmy się, aby mogła jechać dalej i nie musiała parkować samochodu.
Przeciskaliśmy się przez najbardziej niezwykły tłok i zamieszanie, lecz w końcu przeszliśmy kontrolę paszportową, nadaliśmy bagaże i udaliśmy się do samolotu. Dziewięć godzin później wylądowaliśmy w Chicago, ciesząc się, że znowu jesteśmy w USA.
Na lotnisku O’Hare w Chicago znowu był okropny tłok i zamieszanie, gdy przechodziliśmy z bagażami przez kontrolę paszportową i celną, a potem jeszcze raz ustawiliśmy je na pasie transmisyjnym w przygotowaniu do podróży lotniczej do Grand Rapids. Do Grand Rapids przybyliśmy o godz. 17.30 i ujrzeliśmy tam uśmiechnięte twarze naszych córek, siostry Carlli Olson i siostry Virginii Archer, oraz naszej wnuczki, siostry Cathy Archer. Jak dobrze znowu je widzieć! Kolację spożyliśmy w Grand Rapids i o zmroku wróciliśmy do naszego domu.
Twój brat w Jego służbie,
Carl W. Seebald [pielgrzym], Michigan, USA.