Teraźniejsza Prawda nr 430 – 1993 – str. 75

każde wygłosiło małe przemówienie, podczas gdy widownia w liczbie 720 osób śpiewała pieśń nr 23. Przed zaplanowanymi wykładami mieliśmy krótką, nie objętą programem, usługę błogosławienia około 25 dzieci, ponieważ wielu słyszało o takiej w Katowicach, lecz nie miało okazji tam tego uczynić, a bardzo chciało przedstawić swe dzieci do pobłogosławienia. Ta usługa była lepiej zorganizowana od tej, raczej spontanicznej, w Katowicach. Mieliśmy za sobą czas i doświadczenie. Była ona wspaniała, a bracia wyrażali wielką ocenę.

       Moim tłumaczem na czterech konwencjach i w czasie czynności dodatkowych była nowa osoba wśród polskich braci – brat Adam Urban, nauczyciel języka angielskiego w szkole średniej. Były to jego pierwsze doświadczenia w czasie konwencji i doskonale dał sobie radę, nigdy nie pomijając ani jednego słowa. Pomocnym było dla niego wcześniejsze przejrzenie moich notatek do wykładu, tak by móc zapoznać się z nowymi słowami. Podobnie czyniłem w przypadku moich różnych tłumaczy we Francji, a ci drodzy bracia byli wdzięczni i rozluźnieni, ponieważ to ułatwiało i przyśpieszało ich pracę. Pierwszego dnia mówiłem na temat „Słowo ciałem się stało”. Wtorek, 21 lipca, był pracowitym dniem. Przemawiałem na temat „Poświęcenia i chrztu”.

       Wykorzystałem ten sam wykład, który wygłosiłem w Cewkowie, ponieważ był on najkrótszy, jaki miałem ze sobą. Gdy przed rozpoczęciem nachyliłem się z estrady i poinformowałem posiadaczy magnetofonów, którzy byli w Cewkowie, że już mają nagrany ten wykład, wywołało to uśmiechy aprobaty i skinienia głowy na znak oceny. Wierzcie mi, że w Polsce są bardzo ambitni nagrywający i robiący zdjęcia! Były to wspaniałe chwile. Cieszyłem się, że przemawiam wcześnie, ponieważ później temperatura osiągnęła 30 stopni.

       Na tej ostatniej letniej konwencji w Polsce byli bracia z dwunastu różnych krajów: Polski, Niemiec, Francji, USA, Australii, Mołdawii, Czechosłowacji, Ukrainy, Kanady, Austrii, Danii i rosyjskiego Turkiestanu. Prawdopodobnie byliśmy pierwszymi Amerykanami, jakich niektórzy z nich kiedykolwiek widzieli!

       22 lipca, trzeciego i ostatniego dnia letniej polskiej konwencji, nabożeństwa rozpoczęły się wcześniej, tak by wcześniej mogły się skończyć, a podróżujący bracia mogli wyruszyć w drogę; także mój tłumacz musiał zdążyć na autobus do domu. Jako ostatni mówca mówiłem o „Czekaniu”, a zakończyliśmy około godziny 14.00 po wzruszającej uczcie miłości i pozdrowieniu chatauqua [sala macha chusteczkami]. W sumie na polskich konwencjach 16 osób przyjęło symbol chrztu.

       Po konwencji zostaliśmy zabrani na przepiękną panoramę bitwy, stoczonej przez generała Tadeusza Kościuszkę z armią rosyjską. Było to historyczne i niezmiernie piękne malowidło rozciągające się dokoła w naturalnym otoczeniu ziemi, drzew itp. Po powrocie do domu braterstwa Blecharczyków, przez chwilę odpoczywaliśmy, spakowaliśmy się do powrotu na zachód i spożyliśmy obfity i suty posiłek. Siostra Helena Blecharczyk i jej rodzina naprawdę podawali smaczne rzeczy! Mieli zamrażarkę i mogliśmy także jeść lody!

       Po zakończeniu konwencji br. Piotr Woźnicki opuścił nas,
kol. 2
by udać się do domu w Warszawie wraz z wiernym i drogim br. Piotrem Kucharskim. Brat Woźnicki był dosyć zmęczony. Tak wielu braci go potrzebowało, lecz jakże się cieszyli, że mogli widzieć go na konwencjach, po jego poważnej chorobie. Wydaje się, że ma się dobrze, lecz zalecenia mówią, iż musi więcej odpoczywać i zrezygnować z części pracy, co jest trudną decyzją, wziąwszy pod uwagę jego urząd. Nasze pożegnanie było dosyć podniosłe i smutne, ponieważ opuszczali nas obydwaj Piotrowie.

       Następnego ranka, 23 lipca, zostaliśmy powitani przez brata Franka Janke wraz z rodziną, którzy poprowadzili nas z Polski do Niemiec przez Berlin, gdzie ujrzeliśmy pozostałości muru berlińskiego, „punkt kontrolny Charlie”, bramę Brandenburską, budynek Reichstagu oraz Unter Den Linden Strasse [główną ulicę centrum finansowego i sztuki Berlina – Redaktor]. Berlin leżał dokładnie po drodze do Brandenburga w Niemczech, gdzie mieszka rodzina brata F. Janke. Zatrzymaliśmy się tam w domu jego rodziców – braterstwa Edwarda i Natalii Janke, których po raz pierwszy spotkaliśmy w Wuppertalu, a później ponownie widzieliśmy w Polsce i Francji. Po wspaniałej kolacji udaliśmy się na spoczynek dosyć zmęczeni długim, lecz bardzo interesującym dniem.

       Następnego ranka pojechaliśmy z br. Frankiem Janke do pobliskiej Wittenbergi, miasta Marcina Lutra. Zwiedziliśmy katedrę, w której głosił i widzieliśmy 95 tez odbitych na stalowych drzwiach, zastępujących pierwotne, drewniane, które spłonęły. Zobaczyliśmy tam także dom Lutra oraz muzeum historii reformacji. Widzieliśmy jednego dnia tyle, ile tylko było możliwe. Zobaczyliśmy także posąg Melanchtona oraz kościół, w którym nauczał – dużo historii wiąże się z tym cudownym starym niemieckim miastem.

       W sobotę, 25 lipca, skierowaliśmy się do domu, do Francji, z postojem u braterstwa Stefańskich w Wuppertalu, u których spożyliśmy solidny gorący posiłek i odpoczęliśmy przed dalszą podróżą.

TYMCZASOWY DOM WE FRANCJI

       26 lipca: Do domu do Francji i czas na pranie! Później poszliśmy do domu wspaniałych przyjaciół brata Dominique’a i siostry Debbie – braterstwa Vautier – na obiad z baraniny. Braterstwo Vautier hodują owce i posiadają osiemset „moutons” (baranów).

       Po obiedzie, o godz. 21.30, poproszono o wykład. Mówiłem o „Człowieku Chrystusie Jezusie”. Jako katolicy nigdy nie słyszeli, że Jezus miał dwie inne natury zanim otrzymał Boską. Ponieważ są gorliwymi badaczami Biblii, było wiele pytań. Przerwaliśmy o północy po radosnym i uduchawiającym wspólnie spędzonym czasie. W poniedziałek, 27 lipca, odpoczywaliśmy, ponieważ br. Dominique powrócił do pracy.

       We wtorek, 28 lipca, trochę się pakowaliśmy oczekując na wizytę braterstwa Hermetzów, którzy przybyli około południa. Po smacznym posiłku udaliśmy się z nimi do ich domu w Barlin, gdzie przebywaliśmy razem całą niedzielę. Przeprowadziliśmy interesujące dyskusje i cudownie spędziliśmy czas z tymi dwiema drogimi, poświęconymi osobami w ich przyjemnym domu.

poprzednia stronanastępna strona