Teraźniejsza Prawda nr 430 – 1993 – str. 74
są obecnie otwarte. Otworzyli przed nami swe serca. Tłumaczył pielgrzym pomocniczy brat Łotysz. Jeden z braci potrzebował na podróż (pociągiem!) dwóch tygodni, by dotrzeć na konwencję z Taszkientu w rosyjskim Turkiestanie. Wszyscy mówili o wielkim rozwoju pracy epifanicznej na tych terenach oraz o wielkim głodzie Prawdy. Jak bardzo cierpieli w przeszłości ci drodzy bracia, i nadal przeżywają wiele trudności! Obecnie istnieje zbór w St. Petersburgu (byłym Leningradzie); są także epifaniczne rodziny na Litwie, w Estonii i Łotwie.
Po rozmowie poszliśmy do stodoły (wcześniej padało) i przyłączyliśmy się do 80 lub więcej braci śpiewających pieśni. To było zachwycające. Moim ostatnim wykładem w środę, 15 lipca, było „Zadowolenie”, w którym uczestniczyło około 480 osób. Natychmiast po zakończeniu konwencji rozpoczęło się zdyscyplinowane i sprawne „rozbieranie” całej tymczasowej konstrukcji, sprzątanie stodoły, magazynowanie rzeczy, zbieranie śmieci itp. Wszyscy – mężczyźni i kobiety – wiedzieli co do nich należy. Przed nocą gospodarstwo znowu było gotowe do pracy.
Następnego dnia, 16 lipca, wyruszyliśmy do Katowic. Po drodze zwiedziliśmy, znajdujący się na naszej trasie, bardzo piękny stary pałac w Łańcucie. Byliśmy gośćmi brata Stopińskiego, zięcia br. Grochowicza, w którego domu spożyliśmy później wspaniały posiłek i odpoczęliśmy po długiej wizycie w pałacu.
Pojechaliśmy do Rzeszowa, gdzie zatrzymaliśmy się w domu rodziny w Prawdzie, spożyliśmy obfity gorący posiłek i cieszyliśmy się społecznością. Potem znowu udaliśmy się w kierunku Katowic z postojem w domu braterstwa Alfreda i Barbary Szwedów, w celu spożycia lekkiego posiłku. Rozumiemy, że wszyscy ci bracia, których odwiedziliśmy tego dnia w drodze do Katowic, prosili o to. W całej tej podróży brat Piotr Woźnicki znajdował się w samochodzie braterstwa Kucharskich, będąc możliwie blisko jako nasz pomocnik i jakby stróż, pilnujący, by z nami wszystko było w porządku.
Po zapadnięciu zmroku, na zakończenie długiego dnia, dotarliśmy wreszcie do domu wdowy – siostry Heleny Olszewskiej i jej córki Danuty w Jaworznie, niedaleko Katowic, gdzie przebywaliśmy przez trzy dni. Te drogie siostry dobrze nam służyły, wyprzedzając i zaspokajając wszystkie nasze potrzeby w zakresie snu i smakowitych posiłków.
KONWENCJA W KATOWICACH
W konwencji w Katowicach uczestniczyło 770 braci, a odbyła się ona w dużej sali z doskonałymi udogodnieniami. Katowice to miasto fabryk i wielu kopalni węgla. Było tu bardzo gorąco. Przemawiałem każdego dnia, mówiąc następujące wykłady: w piątek, 17 lipca, „Zwycięski powrót Chrystusa do domu”; w sobotę, 18 lipca, „Poświęcenie i chrzest” (o który poproszono w ostatniej chwili, tak że musiałem zmienić zaplanowany temat). Później, w ciągu dnia, wystąpiły dwie silne burze); w niedzielę, 19 lipca, „Psalm 19 – myśli do medytacji”.
18 lipca, w sobotę, poproszono mnie o przeprowadzenie
kol. 2
szczególnej usługi błogosławienia dzieci. Byliśmy niezmiernie zaskoczeni reakcją: co najmniej 50 dzieci, począwszy od niemowląt na ręku, zostało przedstawionych przez rodziców do poświęcenia w czasie usługi, którą wiele uczestników konwencji obserwowało i fotografowało. Robiło to wielkie wrażenie, a mnie ogarnęło uczucie wielkiej odpowiedzialności, będące dla mnie wspaniałym błogosławieństwem. Później dowiedziałem się, że była to pierwsza tego rodzaju usługa, jaka miała tam miejsce od ostatniej wizyty br. Jolly’ego.
Dzieci były piękne, a wiele zostało specjalnie ubranych na tę uroczystą okazję. Kilka minut po zakończeniu usługi, gdy przygotowywaliśmy się do następnego zebrania, do mnie i do br. Woźnickiego podeszła jedna mała dziewczynka; miała około ośmiu lat. Płakała – ze złamanym sercem – ponieważ spóźniła się na tę usługę, a także bardzo chciała być pobłogosławiona. Ponieważ było to między wykładami, a ona szlochała i była taka smutna, przeprowadziliśmy małą prywatną usługę błogosławienia we czworo: br. Woźnicki, mała dziewczynka, jej matka i ja. Jakże szczęśliwy był jej uśmiech, który zastąpił łzy! Była piękna. Och, takich przeżyć się nie zapomina!
W czasie usług w języku polskim zostaliśmy zabrani przez siostrę Darię Kucharzówną. Byliśmy zaskoczeni różnorodnością i ilością oferowanych obecnie towarów, w porównaniu ze skromnymi zasobami sprzed siedmiu lat w 1985. Sklepy były bardzo zatłoczone. Z powodu spadku wartości polskiej złotówki ceny oscylowały w granicach setek tysięcy złotych aż do milionów, lecz nieustraszeni Polacy bardzo dobrze sobie z tym radzą. Przykład: Gdy wjechaliśmy do Polski z Niemiec Wschodnich wymieniłem 15 amerykańskich dolarów na polskie pieniądze. Otrzymałem 650.000 zł, za które napełniłem nasz zbiornik paliwem. Usiłowaliśmy kupić paliwo w czterech stacjach zanim natrafiliśmy na taki gatunek, jakiego potrzebowaliśmy. W innych miejscach jednak nie mieliśmy żadnych kłopotów.
W ostatnim dniu konwencji w Katowicach – w niedzielę 19 lipca – ze spakowanymi torbami opuściliśmy dom siostry Olszewskiej gotowi pod koniec dnia do podróży do Wrocławia. W czasie podróży, po pięknej uczcie miłości, wstąpiliśmy do domu pielgrzyma pomocniczego brata Feliksa i siostry Lidii Kucharzów na smakowity posiłek. Na większe posiłki byli zwykle zapraszani także inni bracia; tak też było i tutaj. Społeczność była serdeczna i czuła, jako że większość z nas przebywała ze sobą już od dziewięciu dni.
Po trzygodzinnej jeździe dotarliśmy o zmroku do Wrocławia do domu pomocniczego pielgrzyma, braterstwa Stanisława i Heleny Blecharczyków, gdzie przebywałem także w czasie dwóch poprzednich wizyt w Polsce. Mieszkają w pobliżu linii tramwajowej, która biegnie przez miejski las; środowisko naturalne jest piękne. Późnym wieczorem podano nam jeszcze jeden posiłek.
KONWENCJA WE WROCŁAWIU
W poniedziałek, 20 lipca, spotkaliśmy się na konwencji z bardzo ciepłym powitaniem, a pięknie ubrane i dobrze przygotowane dzieci wręczyły nam kwiaty i