Teraźniejsza Prawda nr 423 – 1992 – str. 60

by zabrać nas na kolację do domu brata Woźnickiego (i jego żony siostry Teresy). Radością było ponowne spotkanie siostry Teresy i pierwsze spotkanie z siostrą Darią Kucharz. Po kolacji zostaliśmy odwiezieni do hotelu (naszym kierowcą znowu był brat Kozłowski, który był nim jednocześnie podczas całego naszego pobytu w Polsce).

KONWENCJA W WARSZAWIE

        Pierwszego dnia konwencji w Warszawie mówiłem na temat „Jeremiasz – przykład pobożnej odwagi”. Uczestniczyło 570 braci. Po południu zwiedziliśmy pałac w Wilanowie, nie opodal Warszawy. Oprócz braci Woźnickiego i Kozłowskiego pojechało tam także kilku innych braci: brat Feliks i siostra Daria Kucharz, a także brat i siostra Gadomscy z Tuluzy we Francji. Tak, jak każdy pierwszy dzień polskich konwencji był to dzień powitań. Kilkoro małych dzieci (dziewczynek i chłopców) witając nas w naszych ojczystych językach podarowało kwiaty braterstwu Woźnickim, braterstwu Gadomskim oraz Barbarze i mnie. Odpowiedziałem przekazaniem miłości i pozdrowień chrześcijańskich ze Stanów Zjednoczonych, a szczególnie od brata Hedmana.

        W niedzielę 30 czerwca tematem mojego wykładu były  „Złote jabłka”, a uczestniczyło 520 osób. Później brat Woźnicki poprowadził nas i innych na pieszą wycieczkę po Starym Mieście Warszawy. 1 lipca mój temat nosił tytuł „Gwiaździsty wszechświat”. Po uczcie miłości udaliśmy się w drogę do Lublina i tam bracia zatroszczyli się o nasze wszystkie potrzeby.

INNE KONWENCJE W POLSCE

        Poza Warszawą służyliśmy w pięciu miejscowościach: Lublinie, Paarach, Leżachowie, Katowicach i
kol. 2
Poznaniu. Pierwszego dnia każdej konwencji byliśmy witani przez śliczne dzieci bukietami pięknych kwiatów. Szczególnie ocenialiśmy słowa powitania w języku angielskim. Odpowiadałem podziękowaniami, przekazując wszystkim zgromadzonym Twoją chrześcijańską miłość i pozdrowienia. Każda konwencja kończyła się ucztą miłości i przegłosowaniem ich uczuć oraz pozdrowień do wszystkich w Stanach Zjednoczonych.

        Na konwencji w Warszawie wygłosiłem trzy wykłady przy udziale około 570 osób. W Lublinie przedstawiłem trzy tematy przy udziale 450 braci. W Paarach i Leżachowie wygłosiłem po pięć wykładów przy udziale kolejno 490 i 400 osób. W Katowicach służyłem trzema wykładami przy udziale 620 osób, a w Poznaniu na trzech wykładach obecnych było po 800 braci.

        42 osoby zostały ochrzczone (21 braci i 21 sióstr). W sumie wygłosiłem 22 wykłady, z czego 6 na temat chrztu. Ogólna suma wykładów w obydwu krajach, łącznie z 4 wykładami w Danii, wyniosła 26 (w większości różnych).

        Stwierdziliśmy, że polscy bracia są serdecznymi i miłującymi chrześcijanami, uprzejmymi i bardzo gościnnymi. Poza troską o nasze wszystkie potrzeby (zarówno doczesne jak i duchowe) bardzo starali się darzyć nas społecznością i obdarzali nas prezentami do zabrania do Ameryki.

        Lecz ich największym darem była ich przyjaźń. Jeśli w opatrzności Pańskiej przypadnie nam znowu służyć w Europie, powrócimy jako przyjaciele!

    Z wyrazami chrześcijańskiej miłości,
brat Gerald Herzig
[pielgrzym pom.]

kol. 1

 SPRAWOZDANIE BRATA ROBERTA HERZIGA
Z PODRÓŻY PO KARAIBACH

      (27 marca – 9 kwietnia 1991)

      Drogi Bracie Hedman: Łaska i pokój! Moja podróż rozpoczęła się od lotniska Bradley (w Hartford w stanie Connecticut) z postojem na lotnisku Kennedy’ego w Nowym Jorku. Do Kingston na Jamajce przybyłem o 14.15. Po około godzinie spędzonej w urzędzie celnym mogłem w końcu spotkać się z pielgrzymem pomocniczym, bratem Calvinem Hallem [naszym jamajskim przedstawicielem], który oczekiwał wraz z braćmi Muirheadem i Grayem. Wsiedliśmy do samochodu tuż przed dużą ulewą, która trwała godzinę, aż w końcu przybyliśmy do domu braterstwa Hallów w Old Harbour. Bardzo ocenialiśmy usługę brata Muirheada, który woził nas samochodem do różnych miejsc.

        W czasie podróży z lotniska po raz pierwszy poczęstowano mnie napojem z zielonego orzecha kokosowego przy przydrożnej budce, gdzie „kokosowy sprzedawca” odciął wierzchołek dużego świeżego kokosu, a my
kol. 2
wypiliśmy „wodę”, by zaspokoić pragnienie. Chociaż po wylądowaniu w Kingston temperatura wynosiła 87 stopni F [30E C] i było bardzo wilgotno, to gdy dotarliśmy do domu braterstwa Hallów w górach, powiewał delikatny wietrzyk; ochłodzenie przy zachodzie słońca było bardzo odświeżające. Po bardzo dobrym obiedzie i bogatych godzinach społeczności o 23.15 byłem całkowicie gotowy do udania się na spoczynek.

        W oczekiwanej Pamiątce naszego Pana w miejscu zebrań w Kingston uczestniczyło 32 poświęconych braci. Miałem przywilej usłużyć wygłoszeniem wykładu do Pamiątki przez około 30 minut.

        Następnego dnia udaliśmy się na miejsce zebrań w Bartons, znajdujące się wyżej w górach, zaledwie 15 minut drogi od domu br. Halla. Jest ono dosyć duże i przygotowane tak, by służyć braciom posiłkami i noclegami, coś na wzór Domu Biblijnego w Chester Springs.

poprzednia stronanastępna strona