Teraźniejsza Prawda nr 413 – 1990 – str. 90

Święte odniosły zwycięstwo! Wszyscy współwięźniowie przyznali, że tak jest jak Pismo Święte mówi. Dyskusja ta znowu otworzyła mi drogę do mówienia o Prawdzie, po której byłem bardzo czynny w głoszeniu drugim o Królestwie Bożym.

       Nadeszła wigilia narodzenia Pańskiego. Nie spodziewałem się niczego więcej, jak tylko rozmyślać o tych wzniosłych i pięknych obietnicach, danych nam przez naszego Pana jako Króla i Wyzwoliciela ludzkości. Więźniowie czynili przygotowania na ten wigilijny wieczór. Starszy celi opracował już program uroczystości. Siedziałem i czytałem Pismo Święte. To Pismo Święte w bardzo umiejętny sposób spokojnie wniosłem do celi. Badałem je, a ono jako Słowo Boże pocieszało mnie i wzmacniało. Pierwszy na tej uroczystości przemówił ksiądz zakonny. Mówił bardzo krótko. Po nim przemawiał profesor – artysta malarz, który zajmował się spirytyzmem. Lecz i ten więźniom wiele nie powiedział. Pierwsza i druga mowa nie była wcale prowadzona na temat wieczoru wigilijnego. Więźniowie poprosili mnie o przemówienie do nich. Wiedzieli, że jestem aresztowany za sprawy religijne. Cieszyłem się, że Pan znowu daje mi przywilej przemawiania. Podstawą mego wykładu były słowa Łuk. 2:10, 11. Przemawiałem 25 minut, serca więźniów zostały poruszone do głębi i bardzo płakali! Mowa ta, poruszyła serca wszystkich znajdujących się w celi więziennej. Po niej nastąpiło wzajemne składanie sobie życzeń, aby każdy szczęśliwie i zdrowo wrócił do swego domu. Ksiądz zakonny i więźniowie przyszli do mnie i całując mnie w policzek mówili: „Bracie, życzymy ci wytrwania i zwycięstwa w twoich wszystkich chwilach więziennych”. Ja nawzajem życzyłem im tego samego. Potem miałem jeszcze dyskusję z profesorem – artystą malarzem, który zajmował się spirytyzmem. W dyskusji Prawda, wobec wszystkich więźniów, pobiła kompletnie jego błędne pojęcia. Byłem lubiany, ponieważ dzieliłem się z każdym wszystkim co miałem.

       Następujący wypadek ugruntował mnie jeszcze bardziej w posłuszeństwie i wierności Bogu. Było to
kol. 2
8 stycznia 1943 roku. Wykonywano w tym czasie egzekucję na 27 Polakach i 5 Polkach. Egzekucja przez powieszenie odbywała się rano o godzinie jedenastej. Skazańcy w grupach po 9 osób wchodzili na podwyższenie. Byli skazani na karę śmierci za swoje przekonania polityczne. Po odczytaniu wyroku, każda grupa składająca się z 9 osób śpiewała polski hymn narodowy i z hymnem tym na ustach więźniowie ci oddawali swoje życie – zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Podczas egzekucji wypowiadali słowa: „giniemy dla naszej Polski i Ojczyzny!” Byli to ludzie, którzy nie znali Prawdy na czasie, ani nie mieli pojęcia o przyszłych błogosławieństwach. Obdarzony tak wielką łaską i nadzieją przyszłych błogosławieństw, tym bardziej doznałem wzmocnienia i odwagi. Gdyby i mnie przyszło oddać swe życie w podobny sposób, oddałbym je z jeszcze większą gorliwością i wiernością niż ci straceni, abym tylko mógł je ukończyć jako zwycięski Młodociany Godny. Naprawdę widok ten zahartował mnie bardzo, dodał ducha męstwa i odwagi, tak że nawet czułem jak bojaźń zupełnie ode mnie odstąpiła.

       Przypominały mi się także chwile przebywania Józefa w więzieniu w Egipcie, doświadczenia Ijoba, doświadczenia naszego Pana w ogrodzie Getsemańskim. Historia o Józefie przyczyniła się wielce do większej gorliwości i wzmocnienia mojej wierności w służbie dla Pana. Zawsze dziękowałem naszemu Panu za Jego łaskę i błogosławieństwo jakie otrzymałem w więzieniu, gdyż mimo cierpień On dawał mi przywilej głoszenia Słowa Bożego, co czyniłem tak często jak tylko mogłem.

       Spotkała mnie wielka niespodzianka. Po raz pierwszy miałem wyjść do pracy na zewnątrz więzienia do miasta. Pracowałem z jeszcze jednym więźniem w pewnej willi, w której zakładaliśmy przewody elektryczne. W willi tej mieszkała jakaś polska rodzina, którą prosiłem, by była tak grzeczna i zawiadomiła moją żonę i córkę, że tutaj pracuję. Bardzo pragnąłem je zobaczyć. One miały te same pragnienia, ponieważ upłynęło sześć miesięcy odkąd się nie widzieliśmy. Pan pokierował sprawami tak, że moja żona przyszła

poprzednia stronanastępna strona