Teraźniejsza Prawda nr 407 – 1989 – str. 184
nauczać w niektórych kościołach jakiejkolwiek denominacji, sytuacja byłaby przeciwna, odmówiono by Jemu tego przywileju – bez względu na to jak wiernie przedstawiałby biblijne oświadczenia – a im bardziej dobitne byłyby Jego nauki, tym bardziej nie zadawalałyby tych, którzy obecnie są u władzy kościelnej i mają o królestwie własną teorię, która nie ostałaby się pod ciężarem dociekań, a tej słabości nie chcieliby ujawnić. W porównaniu z Żydami utrata wolności w sprawach religijnych wśród chrześcijan wyrządza im krzywdę, ponieważ w jeszcze większym stopniu utrudnia im możliwość usłyszenia tego radosnego głosu posłannictwa obecnego żniwa.
Pomimo licznych uzdrowień dokonanych przez naszego Pana, nadal istniały liczne rzesze chorych, którzy śpieszyli do Niego z różnych stron w nadziei doznania ulgi. A kiedy czytamy, że Jezus był poruszony litością z powodu niedoli owiec Izraela, zyskujemy możliwość głębszego ocenienia Jego uprzejmości, miłości i miłosierdzia. Nie wydaje się nam też dziwne, że Ten, który opuścił chwałę Ojca i świętych aniołów oraz poniżył się przyjmując ludzką postać, teraz odczuwa litość dla słabych i grzesznych, zdegradowanych, zdeprawowanych i cierpiących. Raczej mówimy, że tylko On mógł tak postąpić! Bez takiego ducha litości jak mógłby On zostać naszym Odkupicielem, jak mógłby opuścić niebiańską chwałę w naszej sprawie! I kiedy myślimy o Nim jako będącym wciąż tym samym, daje to nam pewność, że pomimo naszych słabości i niedoskonałości oraz pomimo niedoskonałości i słabości całego świata, wszelkiego „wzdychającego stworzenia”, ten sam Jezus ma litość nie tylko dla swego ludu, ale w szerokim pojęciu tego słowa we właściwym czasie będzie miał litość dla wszystkich narodów ziemi i wszystkim udzieli sposobności uzdrowienia z zgubnego wpływu grzechu – umysłowego, moralnego i fizycznego. On zapewne jedynie czeka na właściwy czas – czas wyznaczony przez Ojca, a wtedy wraz ze swoimi wiernymi, ze swoją klasą Królestwa, jako nasieniem Abrahamowym, w czasach restytucji będzie rzeczywiście błogosławił wszystkie narody ziemi pełnią sposobności pojednania się z Bogiem, a tym samym osiągnięcia życia wiecznego.
W czasie wydarzeń będących przedmiotem naszej lekcji Jego dzieło nie osiągnęło jeszcze tego szerokiego zasięgu, i teraz też jeszcze nie jest takim, chociaż rozwinęło się poza ograniczenia owego czasu. Wówczas Jego posłannictwo pojednania i pomocy rozciągało się tylko do zagubionych owiec z domu cielesnego Izraela, nie obejmowało ono ani Samarytan, ani pogan. Od tamtego czasu błogosławieństwo pojednania rozwinęło się tak, że każdy, kto ma uszy ku słuchaniu z pogan lub Samarytan, ma przywilej pojednania w obecnym wieku Ewangelii. Ów wspaniały czas otwarcia uszu głuchych i doprowadzenia wszystkich do poznania Pana, od najmniejszego aż do największego, nastąpi w Królestwie.
Współczucie jednakże pozostanie elementem Pańskiego charakteru tak długo, jak długo ktokolwiek będzie go potrzebował i pragnął. Taki stan będzie trwał aż do końca wieku Tysiąclecia, kiedy to wszyscy pragnący otrzymać Jego pomoc, otrzymają ją, a jedynymi, którzy w ten sposób nie będą błogosławieni będą ci, którzy świadomie Jego pomoc odrzucą. Wtedy, nie wcześniej, Jego litość ustanie, ponieważ nie będzie potrzeby otrzymywania jej w doskonałości osiągniętej przez łaskę Boga w Chrystusie.
Litość naszego Pana dla tłumów przywodzi na myśl wysłanie przedstawicieli, wyposażonych w moc uzdrawiania chorych itp. I aby naprowadzić swoich uczniów na tor własnych myśli, Jezus powiedział im, że żniwo jest wielkie, lecz robotników mało, a oni powinni modlić się w tej intencji. Treść ich modlitwy z konieczności powinna być następująca: Panie żniwa, poślij mnie jako żeńcę na żniwa. Sam Jezus był Panem żniwa. Cała sprawa była w Jego rękach i niewątpliwie dwunastu Apostołów szybko pojęło Jego myśli i ducha w sprawie wzrostu pracy żniwa i w rezultacie Jezus wysłał ich po dwóch. Jednakże ograniczył ich drogi, tak jak ograniczył swoją własną służbę, do cielesnego Izraela, ponieważ wszystkie Boże przymierza i obietnice wciąż jeszcze ograniczały się do tego narodu i nie miały być udostępnione innym, aż nastąpi właściwy czas, który został wyznaczony przez Ojca i wyszczególniony przez proroka Daniela, mianowicie, koniec siedemdziesięciu tygodni łaski dla Izraela – trzy i pół roku po ukrzyżowaniu Chrystusa.
„Dał im moc [władzę] nad duchy nieczystymi, aby je wyganiali, i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc”. Ta moc była mocą Ducha Świętego, tą samą i jednocześnie różną od tej, którą Apostołowie później w dzień Pięćdziesiątnicy otrzymali od Ojca. A jednak była tą samą, ponieważ Duch Święty, czyli moc Boża jest zawsze tą samą mocą, nawet jeśli różnie się uzewnętrzniała. Była święta, ponieważ była duchem naszego Pana Jezusa, Świętym Duchem, czyli mocą, który Jemu był dany bez miary – którego w tym czasie przekazał Apostołom, aby mogli oni jako Jego przedstawiciele w Jego imieniu wykonać pewną pracę.
Rzeczywiście, możemy przypuszczać, że jak wyleczenie choroby powodowało utratę witalności przez naszego Pana Jezusa i jednocześnie każde wyleczenie oznaczało pozbawienie Go Jego własnych sił witalnych, Jego własnej witalności, tak i w tym przypadku powinniśmy zrozumieć, że moc leczenia chorych była mocą Jezusa i że uczniowie nie wykorzystywali swojej własnej witalności, lecz jedynie Jego, tę którą On sam przekazał i upoważnił ich do używania, mówiąc: „Darmoście wzięli, darmo dawajcie”. Oni dawali to, co ich nic nie kosztowało, a co Jezusa dużo kosztowało w każdym dniu i godzinie. Gdy zrozumiemy tę myśl o codziennym rezygnowaniu przez naszego Pana ze swojego życia w wyświadczaniu dobra innym, wtedy najlepiej ocenimy jak Jego doskonałe życie zupełnie zostało zużyte w tak krótkim czasie, trzech i pół lat.