Teraźniejsza Prawda nr 373 – 1987 – str. 23
(Żyd. 13:5). Nie chcielibyśmy, aby rozumiano, iż uważamy, że nie powinniśmy korzystać z wszelkich opatrznościowo otwieranych drzwi, jakie Pan mógłby nam otworzyć w celu polepszenia naszych warunków, ale chcielibyśmy podkreślić tę myśl, że zadowolenie i pobożność jest wielkim zyskiem i zawsze powinny być praktyką wiernego ludu Pańskiego, tak jak to wyraził poeta: „Ja się raduję w każdej biedzie, skoro to Pańska ręka mnie wiedzie”.
ZASZCZYCENIE WIARY WDOWY Z SAREPTY
Tak więc ci, którzy są niedbali w oczekiwaniu na Pańskie przewodnictwo i kierownictwo w swoich sprawach, tracą nie tylko błogosławieństwa, jakie teraz mogłyby gościć w ich sercach, lecz również sposobność przygotowania się do chwalebnych rzeczy, jakie Pan zarezerwował na przyszłość dla swego ludu. Pan, gdyby zechciał, mógłby kontynuować cud dokonany w przypadku Eliasza – zaopatrując go w nieskończoność w wodę i pożywienie – lecz we właściwym czasie pozwolił, aby potok wysechł i wysłał swego sługę w inne miejsce. Fakty zaś pokazują a słowa naszego Pana Jezusa (Łuk. 4:25) dowodzą, że Eliasz został specjalnie wysłany w to miejsce, aby pomóc pewnej biednej wdowie. Wdowa ta mieszkała w Sarepcie w pobliżu wybrzeża morskiego (w. 8, 9), mniej więcej „w tym samym miejscu, gdzie mieszkała syrofenicka niewiasta, której córka została uzdrowiona przez naszego Pana.
Sarepta znajdowała się poza królestwem Izraela. Jak z tego wynika, wdowa ta nie była Izraelitką, ale pobożną poganką – tak jak owa syrofenicka niewiasta, która posiadała większą wiarę niż wielu spośród Izraela. Cud naszego Pana, niosący poganom okruchy Boskiej łaski, wskazuje nam, jak wielce Pan oceniał ludzi spoza Izraela, których cechowały dobre intencje, pomimo iż według Jego przymierza z Izraelem ludzie nie należący do tego narodu uważani byli w oczach Boga za obcych, przychodniów i cudzoziemców, a nie za dziedziców obietnicy danej dzieciom Abrahama.
Wdowa do której przyszedł Eliasz miała małego synka, a wielki głód, jaki panował na ziemiach izraelskich, rozciągnął się również na ziemie Sydonu, które leżały wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Niewątpliwie bogaci zamieszkujący tak ziemie izraelskie jak i sydońskie mogli zaspokoić swe życiowe potrzeby, stąd ciężar znoszenia trudów niewątpliwie spadł na bardzo biednych. Wdowa, o której tu mowa, zbierała właśnie drwa na ogień, gdy prorok ją spotkał i poprosił o trochę wody (w. 10). Spływające z gór Libanu strumienie tej okolicy prawdopodobnie nie wyschły jeszcze całkowicie, tak jak potok, od którego odszedł właśnie prorok, i wdowa mogła służyć mu orzeźwiającą wodą. Lecz gdy prorok poprosił ją o chleb, musiała wyznać mu prawdę, że była prawie tak biedna, jak on sam – gliniany garniec, w którym trzymała zapas mąki,
kol. 2
był prawie pusty, i właśnie przygotowywała się, aby upiec z jej resztek ostatni chleb, spodziewając się, że po jego zjedzeniu jej samej i dziecku przyjdzie umrzeć z głodu (w. 11, 12).
Prorok zaproponował, aby najpierw jemu przygotowała mały podpłomyk zapewniając ją, jako prorok Pański, że nie zabraknie jej mąki ani nie ubędzie oliwy w bańce aż do czasu gdy Pan ześle na ziemię deszcz, który zakończy klęskę głodu (w. 13, 14). Zgodzenie się na takie postępowanie i podzielenie się z nim swym niewielkim zapasem wymagało ze strony owej kobiety wielkiej wiary. Nic więc dziwnego, że Pan z przyjemnością pobłogosławił kogoś takiego – z zadowoleniem posłał do niej swego sługę – niemniej jednak pominął wiele wdów izraelskich, jak to pokazał nasz Pan. Nic dziwnego, że jej wiara jest przytoczona na jej pamiątkę.
„OCHOTNEGO DAWCĘ BÓG MIŁUJE”
Z opisaną tu sprawą łączy się kilka lekcji przeznaczonych dla ludu Pańskiego. Pierwsza, związana jest z duchem hojności – z gotowością udzielania tym, którzy są tego godni i znajdują się w potrzebie. Nie podejmujemy próby pokazania powyższego przypadku jako takiego, który codziennie znajduje swój odpowiednik. Przeciwnie, raczej pamiętajmy o okolicznościach głodu w owym czasie, bo przecież kobieta ta, prawdopodobnie byłaby usprawiedliwiona, gdyby zapytała proroka, dlaczego nie zapracuje na swój chleb, zamiast prosić ją o podzielenie się z nim jej odrobiną. Był to jednak czas niedostatku, powszechnego bezrobocia itp., a więc niewiasta ta wykazała szlachetne uczucie wypływające z serca.
Nie radzimy też, aby słowa każdego nieznajomego były przyjmowane bez jakichkolwiek zastrzeżeń, tak jak słowa proroka były zaakceptowane przez spotkaną przez niego wdowę. Niemniej, wiara w człowieczeństwo i wiara w Boga oraz hojność z serca – gotowość dzielenia się tym, co jest niewiele a stanowi nasze wszystko, z tymi wszystkimi, którzy jak wierzymy są ludem Pańskim i znajdują się w potrzebie – tak obecnie jak i w owych czasach przynosi Boskie błogosławieństwo i utrzymujemy, że lepiej jest błądzić będąc zbyt hojnym niż odwrotnie. Nasz Niebiański Ojciec jest hojny nieustannie obdarowując nas wszystkich swymi darami. Otrzymaliśmy napomnienie, abyśmy byli podobni do naszego Ojca w niebiesiech – uprzejmi nawet wobec niewdzięcznych – szczodrzy wobec tych, którzy nie okazują nam szczodrości. Każdy kto rozwija takiego ducha, rozwija tym samym zaletę upodobniającą do Boga i tym samym jest coraz bliżej Pana, w serdeczniejszej z Nim społeczności, przygotowywany na przyjęcie większych błogosławieństw w przyszłości.
Czy opuszcza cię szczęście?
Idź, obdaruj nim brata,
By służyło tobie i jemu,
Przez wszystkie głodne lata.