Teraźniejsza Prawda nr 366 – 1986 – str. 104

dopiero w 1936 roku zaprowadzono elektryczność. W owe wieczory, szczególnie w zimie, gdy byłą ku temu sposobność, cała rodzina gromadziła się w jednym pomieszczeniu przy piecu kuchennym (w którym paliło się drzewo i węgiel), by uczyć się Prawdy szczególnie Gus w tym nam pomagał. On zawsze kochał Prawdę i, o ile pamiętam, Prawda była w jego życiu na pierwszym miejscu.

      Gus i ja w okresie naszej młodości byliśmy zapalonymi graczami w baseballu w lokalnych drużynach. W ten sposób wieczorami bawiliśmy się w lecie po pracy, gdy miejscowi chłopcy, i niektóre dziewczęta (!), grali w baseball na terenie naszej posiadłości. Matka niekiedy nie mogła nas przywołać do domu na wieczorny posiłek, co bardzo krzyżowało jej plany! Myśmy to jakoś przeżywali, choć Matce przybywało nieco siwych włosów.

      Z drugą wojną światową wszystko to zmieniło się na zawsze. Cała grupa młodzieży z sąsiedztwa rozproszyła się, kilkoro nie wróciło. Patrząc wstecz stwierdzam, że tamten okres był dla nas czasem szczęśliwego życia w domu i w Ameryce. Byliśmy biedni, ale szczęśliwi: nie znaliśmy innego życia.

      Pamiętam jak br. Johnson spotkawszy Matkę na Arch Street [przez wiele lat miejsce naszych zebrań we Filadelfii] powiedział do niej, że Pan będzie naszym Ojcem i pomocnikiem – to było prawdą i nadal nią jest! W naszym domu nad stołem kuchennym był następujący napis w języku niemieckim (Joz. 24:15): „Ja i dom mój będziemy służyli Panu”. Napis ten był w języku niemieckim:

Ich aber und mein Haus wollen dem Herrn dienen.

      Pamiętaliśmy ten werset i miłowaliśmy go, spoglądając na niego zawsze, gdy wisiał nad stołem kuchennym w naszym domu.

      Przedstawiłem niektóre rzeczy, jakie sobie przypomniałem, które być może zainteresują braci.

      br. Daniel Gohlke

WSPOMNIENIA SIOSTRY PEARL GOHLKE,
PRZEZ 37 LAT ŻONY BR. AUGUSTA GOHLKEGO

      Mój mąż, br. August Gohlke, urodził się w dniu 15 lutego 1916 roku w północnej Filadelfii. Z opowiadań jego matki wynikało, że gdyby urodził się jeden dzień później otrzymałby imię Charles, jak br. Russell. Skoro jednak nie przyszedł na świat w rocznicę urodzin br. Russella a był synem pierworodnym nadano mu imię August Gohlke jun. Nie tylko imię miał po ojcu, lecz również zamiłowanie do języków, czytania i religii, gdyż br. August Gohlke sen. znał pięć lub sześć języków (włączając rosyjski i, oczywiście, niemiecki, który młody August poznał najpierw). Ale kiedy Ameryka przystąpiła do wojny
kol. 2
w 1918 roku na Niemców spoglądano pytająco. Wtedy br. Gohlke sen. powiedział do swej żony, „Od teraz będziemy rozmawiali po angielsku”.

      Br. August jun. nigdy nie zapomniał języka niemieckiego. Gdy po śmierci ojca przyjechał z Niemiec jego dziadek Czizak, by zamieszkać wraz z rodziną, przyjemnym obowiązkiem Augusta było czytanie dziadkowi Biblii po niemiecku, z czego ten ostatni był bardzo zadowolony. Tak więc br. August nauczył się języka górnoniemieckiego, który później pomógł mu w konwersacji z braćmi polskimi, którzy również znali ten język. Pamiętam, gdy przygotowywał się on w 1961 roku do swej pielgrzymskiej podróży (kiedy bracia w Domu Biblijnym rano wspólnie czytali Mannę), on studiował rano niemiecką Mannę swego ojca odświeżając sobie w ten sposób język niemiecki. Po przybyciu do Niemiec był w stanie dać kilka wykładów w języku niemieckim. Zawsze kiedy był za granicą w tych krajach, które odwiedzał, nauczył się kilku nowych słów.

      Opowiedział mi on, że jednym z najwcześniejszych jego wspomnień to pamięć o matce śpiewającej pieśni religijne przed wyjściem do pracy. Zatem od matki dowiedział się o pieśniach religijnych i je pokochał. Nigdy nie wspomniał, by miał jakąś ulubioną pieśń, wszystkie bardzo lubił. Wspominał też czasy, gdy z rodzeństwem wyruszali z domu wcześnie rano samochodem do jakiegoś oddalonego miasta i tak głośno śpiewali, że nie musieli klaksonem oznajmiać o swym przybyciu! Gdy tylko podał ktoś numer pieśni a br. August znał ją, z miejsca przejmował prowadzenie w śpiewie.

poprzednia stronanastępna strona