Teraźniejsza Prawda nr 362 – 1986 – str. 43

innych pocieszycieli. Darzył sympatią łagodnych, skromnych i mających dobre intencje we wszystkich ich słabościach, próbach i trudnościach. I to właśnie jest owo oddziaływanie jakie charakter i słowa Jezusa wywierają obecnie na nasze serca i również na serca wielu takich osób, które nie są Jego ludem w sensie pełnego poświęcenia. Nie przez ustawiczne strofowanie Apostołów i oskarżanie ich, lecz przez to, że zamiast oskarżać nasz Pan współczuł im, pomagał i pobłażliwie, wspaniałomyślnie, tłumaczył intencje ich serc, dzięki czemu stawali się coraz wierniejszymi naśladowcami, gotowymi nawet na śmierć.

      Przypomnijcie sobie przypadek z niewiastą przyłapaną na cudzołóstwie oraz brak jakiejkolwiek faryzeuszowskiej tyrady przeciwko niej ze strony naszego Pana. Zwróćcie uwagę na wypowiedzianą przez Niego naganę skierowaną do tych, którzy stali wokół: „Kto z was jest bez grzechu, niech na nią pierwszy kamieniem rzuci”. Zauważcie, że gdy wszyscy w ten sposób zostali przekonani o pewnych niedoskonałościach znajdujących się w nich samych, nasz Pan rzekł do tej niewiasty: „Ani ja ciebie potępiam; idźże, a już więcej nie grzesz” (Jan 8:3-11).

      Zwróćcie uwagę na postępowanie Jezusa wobec Apostoła Piotra, gdy ten klnąc się i przysięgając zaparł się Go. Wielu spośród naśladowców Pańskich znalazłszy się na Jego miejscu, uznałoby za swój obowiązek udzielić Piotrowi publicznej nagany w obecności wszystkich Apostołów, a doprowadziwszy do publicznego wyznania oraz okazania pewnego rodzaju pokuty, przy każdej nadarzającej się potem okazji rzucałoby mu w twarz jego słabość i brak lojalności. Tak postępujący nie interpretowali i nie naśladowali właściwie ducha Pańskiego, a tym samym nie są synami i córkami pociechy w kościele. Przeciwnie, są oni inicjatorami sporów, złośliwie powstrzymującymi dzieło, którego postępu pragną. Powinni oni usłyszeć głos Mistrza: „Weźmijcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie”. Proporcjonalnie do tego jak uczymy się od Pana stajemy się nie tylko rzecznikami prawa, lecz szczególnie rzecznikami miłosierdzia, miłości, pomocy i pociechy.

      Jak dotąd według tego co pokazuje opis nasz Pan ani razu nie wypomniał Piotrowi ani jego bluźnierstwa, ani braku lojalności. Piotr wiedział o nich bez przypominania mu o tym. On z tego powodu i tak już płakał. Zwyczajne słowo nagany ze strony Pana mogłoby go zniechęcić, być może beznadziejnie.

      Najbliższe naganie w zachowaniu naszego Pana było zadanie pytania: „miłujesz mnie?”. Oby wszyscy, którzy chcieliby stać się prawdziwymi synami i córkami pociechy w Syjonie, przyjęli tę lekcję od wielkiego nauczyciela – nie, aby zwalczać, karać, naprawiać, gromić i udzielać nagany, lecz tak dalece jak to możliwe unikać takiego postępowania, wnikając na tyle w przeszłość, co teraźniejszość, aby dowiedzieć się jaka jest obecna postawa grzesznika wobec Pana i Jego stadka.

kol. 2

POCIESZANIE POTRZEBUJĄCYCH

      Możność docenienia w pełni faktu, że kościół będzie bardziej potrzebował pocieszenia niż strofowania i nagany skłoniła naszego Pana do stwierdzenia iż „jeśli nie odejdę, pocieszyciel on [Duch Święty] nie przyjdzie”. Zasługa okupu musiała być przedstawiona Niebiańskiemu Ojcu w „świątnicy najświętszej”, zanim Jego błogosławieństwo mogło być komukolwiek udzielone. To błogosławieństwo przyniesie pociechę przez obdarzenie Duchem i pocieszeniem nadzwyczaj wielkimi i drogocennymi obietnicami tych, którzy przyjęli Jezusa oraz tych, którzy przez ich słowo uwierzą w Niego. Rzeczywiście nasz Pan wyrażał się o Duchu Świętym jako czynniku ganiącym, ale nie ganiącym Kościół. Powiedział Jezus: „A on przyszedłszy, będzie karał świat z grzechu, i z sprawiedliwości, i z sądu”. Sugestią najbliższą udzielaniu nagany w związku z postępowaniem Ducha Świętego wobec Kościoła jest ta, którą podaje Apostoł, gdy mówi: ,A nie zasmucajcie Ducha Świętego Bożego, którym zapieczętowani jesteście na dzień odkupienia”. Albo, „Ducha nie zagaszajcie” (Efez. 4:30; 1Tes. 5:19).

      Wspaniałe zarządzenia poczynione na pociechę ludu Bożego, wskazują wyraźnie na istnienie potrzeby takiej pociechy – nie trudno też stwierdzić jej brak. Lud Boży otoczony jest w każdej sytuacji przez niesprzyjające warunki – świat, ciało, przeciwnika – mające na celu przestraszenie lub zniechęcenie czy też pochwycenie chrześcijanina w sidła tak, aby powstrzymać jego rozwój w łasce, wiedzy i miłości a ostatecznie powstrzymać go od osiągnięcia doskonałości i wraz z nią chwały, jaką Bóg obiecał jedynie wiernym. To czego potrzebujemy, aby stać się w kościele synami i córkami pociechy, to większa miara miłości i współczucia w naszych sercach. Proporcjonalnie do tego jak pojawia się współczucie i miłość, wycierany jest duch współzawodnictwa i walki oraz sądzenia i wynajdywania wad, tak jak wypierany jest najpierw duch cielesności – złość, złośliwość, nienawiść, walka, próżność.

      Z reguły (prawdopodobnie każda reguła ma swe wyjątki) ci, którzy posiadają ducha niesienia pomocy, pocieszania, pociechy i którzy są w stanie szczodrze nalać owego balsamu w zranione serca swych bliźnich, to tacy, którzy sami przeszli przez srogie próby, trudności, karanie, i którzy w taki sposób zostali dotknięci uczuciem słabości wypływającym z przynależności do naszej rasy, a ponadto, doświadczyli uczucia sympatii dla słabości i przeciwieństw jakie osaczają „braci”, gdy usiłują oni postępować według ducha, a nie ciała. Ci, którzy nie posiadała serdecznego miłosierdzia, którzy mają niewiele współczucia, nikłe pragnienie wyciągnięcia pomocne i ręki do słabych i potykających się lub tych, którzy zboczyli z właściwej dropi, musza się jeszcze wiele nauczyć, aby zrozumieć prawdziwe znaczenie słowa miłość w jego wyższym znaczeniu – doskonałej miłości, miłości dla braci, tak, miłości, która obejmuje cały rodzaj ludzki, nawet wrogów

poprzednia stronanastępna strona