Teraźniejsza Prawda nr 362 – 1986 – str. 42

SYNOWIE I CÓRKI POCIECHY – POCIESZENIA

„Joses, który nazwany był od Apostołów Barnabaszem, (co się wykłada syn pociechy [pocieszenia],)” (Dz. 4:36).

      Pocieszenie! Pociecha! Jakiż spokój, pokrzepienie, pokój i radość przywodzą na myśl te słowa! Nazwanie kogoś dojrzałego wiekiem „synem pociechy” lub pocieszenia już samo w sobie wymownie świadczy o ogólnym charakterze danej osoby. Niewiele wiemy o Barnabaszu, lecz jeśli to jedno zdanie Pisma Świętego zawierałoby w sobie całą naszą wiedzę o nim, nie moglibyśmy go nie miłować i nie doceniać.

      Z jednego punktu widzenia o kościele mówi się jako matce, Syjonie, i cały prawdziwy lud Boży tym samym jest przedstawiony jako jego dzieci – synowie i córki. Niektóre z nich są synami i córkami pocieszenia, podczas gdy inne są synami i córkami bólu nieustannie sprawiającymi mniejsze lub większe cierpienie i niepokój drugim oraz sobie. Chcemy spojrzeć na ten temat w jego prawdziwym świetle, tak aby każdy z nas mógł postępować właściwie, zgodnie z tym światłem – aby coraz większa i ciągle wzrastająca liczba dzieci Syjonu stawała się synami i córkami pocieszenia dla tych wszystkich, z którymi przyjdzie im się zetknąć i tym sposobem stali się pocieszycielami Kościoła jako całości.

      Niektórzy skłonni do sprzeciwu mogą zapytać: czy prawdziwy Kościół potrzebuje pocieszenia? Czy jego większość nie cieszy się już nadmiarem pocieszenia? Czy raczej nie należałoby ich poruszyć, przypomnieć o popełnionych przez nich grzechach, złajać i w ogóle narazić na niepokój do takiego stopnia jak to tylko możliwe w tym celu, aby zaistniała możliwość udzielenia im pomocy w ich dalszym życiu i wysiłkach wspinania się w górę?

      Nie chcielibyśmy zignorować faktu, że zdarzają się takie okoliczności, w których, zgodnie z radą Apostoła, nagana i naprawa w duchu sprawiedliwości są właściwe. Nie sympatyzujemy jednak w ogóle z poglądem popularnym wśród niektórych dobrych ludzi, mianowicie, iż zawsze powinni czuć się nieszczęśliwymi i wzbudzać w innych uczucie nieszczęścia przez nieustanne narzekania, krytykę, zarzuty i zastraszanie.

      Wierzymy, że takie wypływające z dobrych chęci, lecz chybione wysiłki przyniosły wiele szkody, usunęły z rodzinnego kręgu Syjonu wielu tych, którzy nie mogli bez hipokryzji twierdzić, iż są najpodlejszymi z grzeszników ani też właściwie docenić modlitw, w których są przedstawieni jako mówiący: Boże! bądź miłościw nam nędznym!, zdając sobie sprawę z Boskiej łaski i przebaczenia – usprawiedliwienia z wszystkich spraw.

      Ci którzy wymagają nagany, skarcenia itd., to tacy, którzy postępują według ciała a nie według ducha, łamiąc zawarte z nimi przymierze. Tacy, których należałoby ostrzec,
kol. 2
aby uciekli przed gniewem, jaki ma nadejść, to ci, którzy nigdy dotąd nie szukali ucieczki w przedstawionej im nadziei w Ewangelii – są oni bez Boga i nie mają żadnej nadziei na tym świecie, żadnej łączności z Chrystusem przez wiarę i posłuszeństwo.

      Prawdziwie poświęceni starają się, chociaż w sposób niedoskonały, nieustannie postępować według Ducha, mimo iż dobrze zdają sobie sprawę, że z powodu niedoskonałości ciała nie postępują i postępować nie mogą według Ducha. Tacy, zamiast nagany, upomnienia, kary i wyrzutów za swe niedociągnięcia, do których się przyznają, nad którymi ubolewają i przeciwko którym podejmują walkę, potrzebują współczucia, pomocy, pocieszenia.

      Niewielu prawdopodobnie zauważyło w jakiej mierze Pismo Święte podaje ten właśnie „balsam z Gileadu” prawdziwym dzieciom Syjonu. Wersety Pisma Świętego pełne są pocieszenia, zachodzi bowiem wielka potrzeba, aby wszyscy, którzy prawdziwie są ludem Pańskim starali się w coraz większym stopniu stawać synami i córkami pocieszenia w kościele, udzielając jedni drugim pomocy, zachęty i pokrzepienia zgodnie z intencjami Pańskimi. Nasz Pan wyraził się o Duchu Świętym jako o Pocieszycielu i siebie samego wymienia też jako pocieszyciela, mówiąc: „A ja prosić będę Ojca, a innego pocieszyciela da wam” (Jan 14:16).

      Możemy ocenić do jakiego stopnia nasz Pan Jezus był pocieszycielem, gdy wspomnimy jego trzyipółletnią służbę i słowa jakie przy jej końcu wypowiedział do swych wiernych Apostołów: ,Nie zostawię was sierotami” – pozbawionymi opiekuna. Co się tyczy Jego troski wobec Apostołów, gdy był z nimi, mamy wskazówkę zawartą w Jego modlitwie do Ojca: „Żaden z nich [z tych, „któreś mi dał”] nie zginął, tylko on syn zatracenia” jak to przepowiedziało Pismo Święte (Jan 17:11, 12).

JEZUS ÓW WIELKI POCIESZYCIEL

      Już wcześniej za pośrednictwem proroków przepowiedziano o naszym Panu, że będzie pocieszycielem. Czytamy o tym w proroctwie Izaj. 61:1-3: „Duch Panującego Pana jest nademną; przeto mię pomazał Pan [Jehowa], abym opowiadał Ewangelię cichym, posłał mię, abym zawiązał rany tych, którzy są skruszonego serca … abym cieszył wszystkich płaczących; abym sprawił radość płaczącym w Syjonie, a dał im ozdobę miasto popiołu, olejek wesela miasto smutku, odzienie chwały miasto ducha ściśnionego”.

      Wszystko to znaczy, że nasz Pan Jezus był pocieszycielem w Syjonie ponad wszystkich

poprzednia stronanastępna strona