Teraźniejsza Prawda nr 341 – 1984 – str. 83
go kierownictwa we wszystkich sprawach życia, uważając, aby jego postępowanie zyskiwało Boską aprobatę. Pragnienie stałej łączności z Panem, stałe dopatrywanie się Jego uśmiechu, stałe baczenie, aby nie powstała żadna chmura ziemskiego pochodzenia i nie skryła przed nami oblicza Ojca oraz błogosławieństw, stanowi postawę zaawansowanych chrześcijan. Dla takich każdy dzień i każda godzina jest czasem społeczności z Panem. Jeśli kiedykolwiek troski zawodowe, zmartwienia domowe itp. przeszkadzają w takiej łączności jest to dowód, że stajemy się przeciążeni i przesyceni troskami doczesnego życia. Trudność ta powinna być usunięta – powinniśmy naprawić ten stan rzeczy przez ograniczenie naszych obowiązków zawodowych itd., czy też, jeśli jest to możliwe, troskom życia przeciwstawić bardziej szczere i częstsze kierowanie naszych serc do Pana, aby rządził nami nawet w zwykłych sprawach życiowych – a tym bardziej w wielkich.
Prawdopodobnie, kiedy nasz Pan wrócił do uczniów po okresie takiej właśnie osobistej społeczności z Bogiem, uczniowie poprosili Go o nauczenie ich właściwej modlitwy, jak to napisano w naszej lekcji. Możemy przypuszczać, że gdyby nasz Pan miał zwyczaj częstszego, głośnego modlenia się w ich obecności, wiedzieliby, jak na własny użytek właściwie naśladować styl Jego modlitwy.
Modlitwa, w formie podanej przez Łukasza, różni się znacznie od podanej przez Mateusza. Ta ostatnia wydaje się bardziej kompletna (Mat. 6:9). Nie mamy rozumieć, że nasz Pan miał na myśli „mówcie”, lecz raczej, jak to podaje Mateusz, ,,Wy tedy tak się módlcie”. Innymi słowy, nasz Pan podał nam nie dokładne słowa modlitwy, ale ogólną próbkę sposobu modlenia się. Skłaniamy się do myśli, iż naśladowcy naszego Pana w znacznym stopniu zlekceważyli ów sposób i wydaje się, że zamiast krótkich uporządkowanych próśb, zaczęli wykazywać pewną skłonność do przyjmowania mniejszego lub większego manieryzmu, który nasz Pan przypisywał niewłaściwej modlitwie, mianowicie takiej, która pokazywałaby wielomówność, jak gdyby było oczywiste, że modlitwa będzie przyjęta tylko wtedy, gdy osiągnie pewną długość. Nie powinniśmy sądzić, że nasz Pan spędzał całe godziny na modlitwach, używając przy tym tak krótkiej formy, jak ta, którą zalecał Swym Apostołom, ale, przyjmując rzecz na zdrowy rozsądek, przypuszczamy, że przestrzegał On przedstawionego porządku modlitwy. Na początku zwracał się On do czczonej osoby wymieniając adresata modlitwy lub wypowiadając inwokację:
(1) „OJCZE NASZ, KTÓRYŚ JEST W NIEBIESIECH”
Wyrażenie „Ojcze nasz” było prawdopodobnie nowością dla żydów, ponieważ stanowili oni dom sług. Apostołowie mieli przez to rozumieć, że z chwilą, gdy utożsamili się z Panem Jezusem, otrzymali przywilej uważania
kol. 2
się za synów Bożych, a Boga za swego Ojca. Był to być może jeden z tych punktów, które nie były dla nich jasne. Prawdopodobnie słyszeli oni, jak Pan Jezus zwracał się do Boga, nazywając Go Swym Ojcem i zastanawiali się pewnie czy oni sami otrzymali przywilej zwracania się do Niego w ten sposób, czy też nie. Ta modlitwa stała się dla nich zapewnieniem, że Bóg uważał ich nie tylko za zwykłych sług, ale za synów. Powyższe oświadczenie pozostaje w zgodzie ze słowami Apostoła Jana (Jan 1:12): „Lecz, którzy go kolwiek przyjęli, dał im tę moc, aby się stali synami Bożymi”. Jest to wyraz szczególnego umiłowania.
Prawdziwe uczucie Ojca dla dziecka, uważane za jedną z najdrogocenniejszych rzeczy na świecie, użyte jest również dla zilustrowania stosunku poświęconych członków Pańskich względem Stwórcy. Niezbędne jest, abyśmy, zanim będziemy w stanie właściwie ocenić znaczenie słowa Ojciec, używanego w odniesieniu do Boga, spędzili pewien czas w szkole Chrystusa jako uczniowie, jako uczący się. Ale im lepiej poznajemy miłość Boga, która przechodzi wszelkie wyobrażenie ludzkie i im bardziej mamy możność przybliżać się do Niego przez wiarę i posłuszeństwo, tym drogocenniejsze staje się owo wyrażenie Ojciec.
(2) „ŚWIĘĆ SIĘ IMIĘ TWOJE”
Zwrot ten wyraża adorację, docenienie Boskiej dobroci i wielkości oraz odpowiednią cześć. Gdy kierujemy do Pana prośbę, pierwszą naszą myślą nie ma być myśl samolubna, tycząca nas samych, ani też taka myśl, która odnosiłaby się do spraw tych, którzy są nam drodzy, ale właśnie Bóg ma być pierwszy we wszystkich naszych myślach, zamierzeniach i planach. Nie mamy się modlić o nic takiego, co nie pozostaje w zgodzie ze czcią dla imienia naszego Niebiańskiego Ojca. Nie mamy pragnąć niczego dla nas samych lub dla naszych bliskich, czego On sam nie zaaprobowałby całkowicie i nie pozwolił nam się o to modlić. Być może, iż żaden z przymiotów serca, praktykującego obecnie chrześcijanina, nie znajduje się w stanie większego niebezpieczeństwa, jak właśnie owa myśl o szacunku dla Boga, któremu grozi zanik. Bez względu na to, jak bardzo wzrośliśmy w wiedzy, bez względu na to, jak bardzo wyzwoliliśmy się od przesądów i błędów i jak bardzo rozwinęliśmy się pod pewnymi względami w obecnej naszej pozycji chrześcijanina w porównaniu z tą, jaką chrześcijanie zajmowali sto lat temu, obawiamy się, że szacunek dla Boga traci swe znaczenie i to nie tylko w nominalnym kościele, ale także wśród wielu ludzi nie związanych z żadną denominacją. Każda utrata szacunku jest wyraźnie niekorzystna zarówno dla Kościoła, jak i dla świata kroczącego drogą prowadzącą do różnorodnego zła, a w ostateczności do anarchii.
Cała trudność w tym, iż w większej części niewiedza i zabobon stanowiły podstawę czci w przeszłości, chociaż światło Prawdy rozprasza błąd, tylko garstka wybranych otrzymuje