Teraźniejsza Prawda nr 107-108 – 1946 – str. 83
jak i zewnętrznie, był widoczny. Z Manchester zabrano nas samochodem do Hyde, to jest do zboru jaki nie istniał za czasów naszej ostatniej wizyty. Ten zbór z powodu energicznych wysiłków braci, wzrasta szybki, nie tylko w liczbę, ale i w łasce, znajomości i służbie. Tutaj na pierwszym zebraniu 'usłużyliśmy braciom, a na drugim publiczności. W wykładzie do braci wzięliśmy za przedmiot: Nasza Wspólnota z Bogiem i Chrystusem – Ew. Jana 1:1-10, co było widocznym podniesieniem słuchaczy na duchu. W wykładzie do publiczności przemawialiśmy na temat: żydzi i Poganie w Histrii i Proroctwie. Pilną uwagę skupili słuchacze na tym poselstwie; a gdy powróciliśmy z Kontynentu dowiedzieliśmy się, że jeden z obecnych słuchaczy przyjął Prawdę i od tego czasu stale uczęszcza na zebrania do zboru w Hyde – Patrzyliśmy z ożywieniem na Pańskie błogosławieństwo jakie spoczywało nad tym nowym i wzrastającym zborem. Następną miejscowością naszej pielgrzymki był Darligton, tj. miejscowość w Anglii, gdzie pierwsza w świecie kolej parowa rozpoczęła swój ruch, i która jest tam na wystawie do dnia dzisiejszego. Tutaj jest mały ale wzrastający zbór, gdzie radowaliśmy się ze społeczności z nim w Duchu i Słowie Pańskim. Dwa wykłady mieliśmy w tym zborze; pierwszy, z Psalmu 107:1 – 16; drugi, wiersze 17-43, co było widocznym odświeżeniem dla drogich braci i sióstr, zgromadzonych na tych dwóch zebraniach. Darlington był ostatnim miejscem naszej wizyty w Anglii, skąd wyjechaliśmy do Glasgow, które było jedynym miejscem naszej wizyty w Szkocji. Bracia w Glasgow zgromadzili się ze czterech zborów, którym daliśmy dwa wykłady, pierwszy z listu do Rzymian 8:17, określający chwalebną przyszłość Kościoła, osiągniętą przez zasługę Chrystusową, pod warunkiem cierpienia z Nim w tych samych formach, przyczynach, duchu, celach i wynikach. Drugie zebranie było zebraniem pytań. Tutaj spotkaliśmy się z wielu nowymi braćmi epifanicznymi, z których wszyscy, zdaje się, otrzymali błogosławieństwo ze słuchania Słowa Bożego.
W Glasgow (25 czerwca) zachorowaliśmy na atak nerwowego wyczerpania. Chociaż czuliśmy się zmęczeni szczególnie z powodu niedosypiania i z powodu wykonania sześciomiesięcznej pracy redaktorskiej w trzech miesiącach i cztero miesięcznej pracy korespondencyjnej w trzech miesiącach, to jednak nie przeczuwaliśmy, że nasze siły fizyczne były tak bardzo wyczerpane, jak to się okazało. W skutek ataku utraciliśmy zupełną władzę w całej lewej ręce i nodze, a w następstwie tego uczuliśmy krótkie i ostre bóle w głowie na wierzchu mózgu. Porada u osteopata, dała po kilku godzinach nieco ulgi. Tak osteopad jak i trzech innych lekarzy radziło nam, byśmy przerwali naszą podróż i oddali się zupełnemu odpoczynkowi, lecz Pan wskazał nam dość jasno, że Jego wolą było, ażeby dokończyć podróży i dlatego nie zgodziliśmy się na zupełny odpoczynek według rady lekarskiej, ale postanowiliśmy tylko częściowo zastosować się do ich rady, tj. nie pracować tak bardzo podczas pozostałej części podróży. Pomimo rady lekarskiej aby się oddać odpoczynkowi, mieliśmy tego samego dnia po południu zebranie pytań, po którym poczuliśmy nadmierne zmęczenie mózgu. To zmęczenie odczuwaliśmy przez następne kilka tygodni, tak jak w roku 1910, kiedy nadmiar pracy, utrata snu i pewne wewnętrzne zaburzenia były powodem zmęczenia mózgu (brain fag). Bracia z sympatii starali się czynić co mogli, aby nam dopomóc i sprowadzić ulgę. Pewna siostra, która jest ziołową lekarką i zawodową masażystką usłużyła nam korzystnie według jej zawodowej zdolności. Gospodarz i gospodyni, u których gościliśmy w Glasgow, nie mogli być więcej łaskawi i pomocni niż to okazali – Jeden brat ze zboru w Glasgow towarzyszył nam do Londynu, usługując nam w czasie podróży i przez następne dwa dni w Londynie, aż do naszego wyjazdu do Danii. Gospodarz i gospodyni w Londynie, w których domu gościliśmy cztery razy w ciągu tej podróży, byli uosobieniem współczucia i pomocy. Nigdy nie zapomnimy dobroci i współczucia jakie okazali nam drodzy bracia brytyjscy w czasie naszej słabości. W Danii dwie córki brata Kruegera, który jest naszym przedstawicielem skandynawskim,, są zawodowymi masażystkami, które chętnie udzielały nam pomocy, dając nam codzienny masaż, tak, iż do czasu kiedy mieliśmy wyjechać do Polski (4 lipca), czuliśmy się znacznie lepiej, chociaż daleko od normalnego stanu naszego zdrowia. Bracia w Polsce, we Francji i Belgii współczuli w naszym niedomaganiu i starali się zastosować potrzebną pomoc do naszego stanu, tak iż do czasu gdy powróciliśmy do Londynu by odjechać do Ameryki czuliśmy się o wiele lepiej, chociaż jeszcze daleko od zwykłego stanu naszego zdrowia. Przez jakiś czas będziemy musieli zredukować naszą służbę pielgrzymską do jednego zebrania dziennie i naszą korespondencję tyle tylko ile będzie można, zgodnie z duchem zdrowego rozumu i wolą Pańską.
Z powodu, że bracia w Norwegii nie postarali się na czas o tłumacza, dlatego nie mogliśmy odwiedzić zborów norweskich, co bardzo żałujemy. Z Londynu odjechaliśmy zatem wprost do Danii i na lotnisku w Kopenhadze gromadka duńskich braci wyszła na nasze spotkanie, w której znajdował się i nasz skandynawski przedstawiciel. Stąd zawieziono was do domu siostry Danielson, wdowie po naszym pierwszym skandynawskim przedstawicielu i tam spotkaliśmy naszą duńską tłumaczkę siostrę Petersen, która jest wdową po naszym drugim skandynawskim przedstawicielu, który zeszłego roku przeszedł poza zasłonę. Myśląc, że odpowiedzi na pytania byłyby najlepszym zebraniem, które by nie obciążało naszą siłę mózgu, postanowiliśmy we wszystkich trzech zborach duńskich, które mieliśmy odwiedzić, urządzić takie zebrania, a nie wykłady. Pierwszą wizytą był zbór w Kopenhadze. Wielce uradowaliśmy się, że mogliśmy znowu oglądać wiele znanych nam braci, jak również i braci nowych. To samo można powiedzieć odnośnie zboru w Rander. Po raz pierwszy w czasie tej podróży odwiedziliśmy zbór w Aalsbergu. Niektórych członków tego zboru widzieliśmy już poprzednio, na konwencjach, podczas dawnych wizyt, lecz znaczną większość mieliśmy przyjemność powitać po raz pierwszy. W ciągu dziewięciu lat naszej nieobecności wielu z naszych duńskich braci dokończyło swego biegu, mamy nadzieję pomyślnie. Tutaj otrzymaliśmy tę samą troskę o stan naszego zdrowia i leczenie, jakie otrzymaliśmy od braci brytyjskich. Pod czułą opieką córek brata Kruegera stan naszego zdrowia, z łaski Bożej, wielce się polepszył. Bracia duńscy byli bardzo pomocni braciom norweskim podczas wojny, dostarczając im tajemnymi sposobami wiele potrzebnej żywności i odzieży pomimo czujności gestapo. Szczególnie najstarsza córka brata Kruegera brała w tym czynny udział i miała powodzenie w tej usłudze, sprytnie uchodząc przed czujnością gestapowców. Między innymi sposobami używała umówionych znaków, aby mogła dostarczyć pewnych potrzebnych artykułów braciom, np. napisała do pewnej siostry, której posyłała parę trzewików, że miała bliźnięta i że ma zamiar wysłać ich do niej – A będąc panną otrzymała po pewnym czasie odpowiedź gratulacyjną z powodu przybycia bliźniąt. Tym to sposobem tak wysyłająca jak i odbiorczyni zamydliły oczy czujnym agentom z gestapo. Pomiędzy braćmi duńskimi spędziliśmy tydzień. Tutaj również duński lekarz i chiropraktyk radzili nam przerwanie naszej podróży. Zebrania pytań wykazały, tak w Danii jak i w innych zborach europejskich, że bracia,