Teraźniejsza Prawda nr 85 – 1936 – str. 92
że nie rozumie tego zarzutu! Następujące fakty udowodnią tego: (1) Pozwolił na to, aby zbór warszawski obrał go przewodniczącym na całe życie, z uchwałą, że może być usunięty jeżeli będzie 25 głosów przeciwko niemu. (2) Jako przewodniczący on wiele lat naznaczał wszystkich mówców i nauczycieli tego zboru z pomiędzy starszych i sam nam mówił o tym. (3) Przez wynajęcie sali zborowej na jego imię otrzymał nadmierny wpływ nad zborem, tak, że zbór obawia się w zupełności używać swych praw do zarządzania sobą jak powinien i obawia się sprzeciwić dostatecznie jego chwytaniu za władzę w zborze, do tego stopnia, np., że bez głosowania zgromadzenia on daje rozkaz wyrzucić z sali braci, którzy mu są przeciwni. To zdarzyło się, gdy nie pozwolił bratu Kucowi przemawiać we Warszawie, chociaż wielu domagało się tego. Udał, że jest przeciwny wnioskowi z powodu tego, że to nie było zebranie gospodarcze. Pamiętamy, że dawał wnioski pod głosy na zebraniach, które nie były gospodarcze. Także nie pozwolił br. Kucowi przemawiać na konwencji w Lublinie. Taki klerykalny przykład od niego, jako przewodniczącego zboru warszawskiego doprowadził przewodniczących innych zborów do naznaczania mówców i nauczycieli na różne zebrania z pomiędzy starszych i do innych czynów z powodu przywłaszczania władzy, o czym wielu braci wie, że to działo się w Polsce.
Teraz przystępujemy do jego odpowiedzi na nasz 7 – my zarzut. Tutaj znów zamiast odpowiedzieć na nasz zarzut, stara się rzucać kurz w oczy czytelnikom przez wnoszenie rzeczy pobocznych, które bardzo fałszywie przedstawia. Nie ma żadnej wątpliwości, że jest winien wszystkiego o co go tu oskarżamy tj., że dał warszawskiemu zborowi kontrolę nad rozpowszechnianiem literatury Prawdy w powszechnym kościele. Popełnił rewolucjonizm, gdy to uczynił, a zbór przez to także rewolucjonizuje się, gdy wykonuje tę pracę. Przetoż to jest oskarżeniem: że on jest odpowiedzialnym za danie tej literatury zborowi warszawskiemu na taki cel rewolucyjny. On i ten zbór przeto są rewolucjonistami w tej sprawie; ponieważ to daje zborowi miejscowemu misję odnośnie powszechnego Kościoła, którą Pan ogranicza do powszechnych starszych w powszechnym kościele, szczególnie do tego powszechnego starszego, który ma dozór nad całym kościołem; z tego powodu w tym on pogwałcił organizację Kościoła, jako kompletną za dni Apostołów, kiedy żaden zbór nie miał kontroli nad pracą do powszechnego kościoła. Do zeszłej jesieni myśleliśmy, że on aktualnie miał kontrolę nad literaturą, którą zabrał z Towarzystwa, gdy je opuszczał i że tylko używał zboru warszawskiego, jako płaszcza za którym się ukrywał. Gdy dowiedzieliśmy się od niego zeszłej jesieni, że nasze wrażenie od wielu lat było mylne, i że aktualnie zbór warszawski kontrolował tą literaturę, natychmiast zobaczyliśmy jego rewolucjonizm w stworzeniu takiej sytuacji i rewolucjonizm tego zboru w tej czynności. Z tego powodu odmówiliśmy mu współdziałania w jakikolwiek sposób w tej sytuacji, gdyż współdziałanie w niej uczyniłoby nas uczestnikiem w takim rewolucjonizmie. To odmówienie doprowadziło nas do uczynienia kilku rzeczy: (1) odmówić ogłoszenie statystyki tego zboru z literatury rozpowszechnionej w rocznym sprawozdaniu i (2) zażądać, aby z powrotem wziął z pod kontroli zboru, pod kontrolę Epifanicznego ruchu te około 100 tomów „Wykładów Pisma Św.”, które dał zborowi pod kontrolę. To zażądanie bardzo fałszywie przedstawił zborowi, jako naszego zażądania całego ich zapasu literatury, w wartości, jak mówił, około 4, 000 zł. Przez takie fałszywe przedstawienie wzbudził on wiele przeciwieństwa ku nam w tym zborze. Na jego posądzanie nas za nasze słuszne zażądanie, że jesteśmy chciwymi jak kupiec, który bierze zapłatę za towar i nie chce go oddać, odpowiedzieliśmy, że, gdyby te tomy były zwrócone, to rozumie się, że zapłacilibyśmy zborowi warszawskiemu tyle, ile zbór płacił za nie. Zapewne że miałby dosyć pieniędzy w kasie, ażeby mógł zapłacić za nie, gdyby w ostatnich 6 i pół miesiącach, jak był z nami, nie ukradł był tyle z kasy.
kol. 2
Z jego zwykłem postępowaniem, co najpierw załatwiał sprawy, a potem mówił nam o nich, on sprzedał te tomy zborowi na kredyt, bez opowiedzenia nam wpierw o tym. Gdy dowiedzieliśmy się o tym, to nie sprzeciwiliśmy się temu, ponieważ myśleliśmy, że one jeszcze pozostają pod jego kontrolą, jako naszym przedstawicielem. Było to dopiero zeszłej jesieni, kiedy dowiedzieliśmy się o aktualnej sytuacji. On kłamie, gdy mówi, że wszystek kłopot pomiędzy nami powstał z jego odmówienia, aby zastosować się do rzekomego wymagania, żeby zbór warszawski wydał nam wszystką swoją literaturę. Nigdyśmy nie zażądali tego, co on twierdzi, że zażądaliśmy w naszym liście z 18 – go grudnia, 1935 r.; lecz nasze niezadowolenie z nim z powodu jego wydania tej broszurki zaczęło się rychło w lipcu, 1933 r. i z powodu innych rzeczy pomiędzy tymi dziewięcioma zarzutami, o których pisaliśmy do niego przeszło rok przed 18 grud. 1935 r. On wiedział już przeszło rok przedtem, że byliśmy niezadowoleni z jego rewolucjonizmów. Przeto skłamał, gdy mówił, że cały kłopot zaczął się zeszłej jesieni, szczególnie od czasu kiedy otrzymał list z 18 grud. 1935 roku. Nasze niezadowolenia wzrastały od czasu, kiedy najpierw wstrzymał br. Stachowiaka od Łodzi w 1932 r. z powodu zazdrości, co przebaczyliśmy mu, gdy przeprosił go za to; lecz to samo uczynił w 1935 i 1936 roku, i niezadowolenie znowu zaczęło się w lipcu 1933 r. gdy dowiedzieliśmy się o jego wydaniu swojej broszurki przeciw naszej radzie, jako część literatury w pozafiguralnej Wtórej Walce Gedeonowej. Inne rzeczy oprócz tych dziewięciu zarzutów również były omawiane z nim bezowocnie w 1934 roku, a jeszcze inne w 1935 r., aż jesienią 1935 r. zaczęliśmy rozważać nad zerwaniem kapłańskiej społeczności z nim, jako nieugiętego rewolucjonisty. Przyznajemy się tutaj otwarcie, żeśmy źle uczynili w znoszeniu zła tak długo. Zamiast „zamknąć go na siedem dni” jesienią 1933 r. tymi trzema sposobami, jak wskazane powyżej, i gdy dowiedzieliśmy się o jego wyrażeniu, że on nie zatrzymałby cyrkulacji jego broszurki czybyśmy chcieli czy nie, to bylibyśmy powinni go dodatnio „zamknąć” przez odprawienie go, jako przedstawiciela i pielgrzyma.
Ostatnie zdanie, które cytuje z listu z 18 grud.. 1935 roku, nie znajduje się w tym liście. W innych listach obwinialiśmy go między innymi rzeczami o wprowadzanie nowych metod, bez poradzenia się nas i otrzymania pozwolenia na nie, co każdy sumienny przedstawiciel powinien wiedzieć, że to jest jego obowiązkiem otrzymać najpierw od tego, którego on przedstawia. Gdy mówi, że literatura zboru warszawskiego nigdy nie była pod jego kontrolą, to fałszywie przedstawia tę sprawę. Ta część literatur)’, która on wziął od Towarzystwa, gdy je opuścił i której była niezwykła ilość, była pod jego kontrolą, dopóki ją nie dał pod kontrolę Zboru i ta literatura tworzyła największą część literatury, która dostała się pod kontrolę zboru. Gdy zastanowimy się nad wielkimi sumami pieniędzy, jakie skradł z funduszu Prawdy, to natychmiast możemy zauważyć obłudę w jego zdaniu, że nie kradł by książek zborowych. Gdy mówi, że nie jego, ale imię br. Zawadzkiego było zawsze podawane na paczkach naszej literatury, to nie mówi prawdy, o ile się tyczy jego wysyłki takiej literatury do nas. Tylko ostatni raz było podane nazwisko br. Z. jako nadawcy na paczkach do nas. Jak było w Polsce w tej sprawie tego nie wiemy. Było to z powodu nazwiska br. Z. podanego na paczkach, jako nadawcy zeszłej jesieni, co pobudziło nas do zapytania go kilku pytań, przez które dowiedzieliśmy się zeszłej jesieni po raz pierwszy, że nasze wrażenie, iż on jeszcze kontroluje literaturą, którą zabrał Towarzystwu, gdy je opuścił, jest mylne; a że ona jest kontrolowana przez zbór warszawski.
Jego zdanie, że przez kilka lat byliśmy zgodni z kontrolowaniem literatury przez zbór warszawski i sprzedawaniem jej zborom, jest fałszywe, jak pokazano powyżej. Sala będąc zapisana na jego nazwisko dała nam myśl, że ona jest jego, tj. pod jego kontrolą. Dlatego dziękowaliśmy jemu za broszurki O Piekle zeszłej jesieni, ponieważ wtedy,