Teraźniejsza Prawda nr 81 – 1936 – str. 30

podane, szczególnie w pierwszej części i wyrażono myśl, ażebym w odpowiedzi nieco napisał… Dlatego też zadecydowałem dać krótką odpowiedź.

      Odnośnie Kostynitów i rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego chcę w krótkości nadmienić, co następuje: To Stowarzyszenie przyjaciół zostało zorganizowane na początku przez M. Kostyna, którego ustawiczny rewolucjonizm w zagarnianiu władzy ujawnił się w jego obmyślonym planie ich zorganizowania i był powodem mojego zerwania z nim kapłańskiej społeczności. Ten pamflet noszący nazwę „Głos Wolności i Prawdy”, jest, jak wykazane 3 – im numerem. Pamiętacie, że No. 1 i 2 były wydane pod tym samym tytułem przez M. Kostyna; a więc prawdopodobnie on jest autorem i ostatniego numeru. Powód, dla którego sądzę, iż on go pisał jest ten, że nosi ten sam tytuł co dwa poprzednie, a po części z faktu znamionującego ducha fałszywego, częściowo zaś ze stylu pisma, bo jak bracia polscy mówili mi, że styl jego jest niedbały, tak jak i sama pisownia. Jednak nie jestem pewny czy on to pisał. Nazwa Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. była od roku 1918 oficjalną nazwą zborów P. B. I., i ich polskiej grupy, wydającej „’Straż1′; a więc grupa jaka powstała w roku 1930, nie ma prawa przywłaszczać sobie nazwę drugiej grupy. A zatem dla odróżnienia będę ich nazywał Kostynitami i rzekomym Stowarzyszeniem Badaczy Pisma św., ponieważ on ten ruch zorganizował i był przez jakiś czas ich głównym działaczem.

      Podobno nie jest on już w ich zarządzie, a prawdopodobnie dlatego, że nie mogli z nim współpracować. Jeszcze jedna rzecz nasuwa myśl, że on jest autorem danego artykułu, bo jest tam podane, że ja pisałem przeciw nim w Teraźniejszej Prawdzie z listopada 1934; podczas gdy jedyną osobą, przeciw której pisałem w owym artykule pod tytułem: „Urągania jeszcze jednego członka Wielkiego niepokutującego Złodzieja”, był M. Kostyn, a pisałem to w odpowiedzi, na jego artykuł pełen fałszerstw zmyślonych przeciw mnie, jaki ukazał się w angielskim pisemku: „Berean Bibie Student”. Przy spotkaniu się z naszym sekretarzem nadmienił on, że się zemści na mnie za moją działalność przeciw niemu. Jednym słowem M. Kostyn jest osobą pełną złości, skrytej nienawiści i zwodniczości; i to było tym, co wprawiało go w kłopot z wielu braćmi. Ani M. Kostyn, ani zarząd tak zwanego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św., dowodzący, że wydał pamflet, jaki przeglądamy, nic nie wie osobiście co się działo w Anglii w związku z moją służbą w latach 1916 i 1917. Przyjęli oni tylko błędne informacje wyciągnięte z pisma wydanego w roku 1917 przez J.F. Rutherforda pt. „Przesiewania po Żniwie” (Harvest Siftings), które jest Jednym z najfałszywszych skrawków literackich, jakie ukazało się między ludem w Prawdzie, a mianowicie: jest tam 100 fałszerstw przeciw czterem braciom z Zarządu Towarzystwa, których on w sposób nieprawny i grzeszny usunął i 223 fałszerstw przeciw mnie, co razem to pismo zawiera 323 fałszerstw. Zarząd rzekomego Stowarzyszenia Badaczy Pisma św. przyjął te fałszerstwa i przedrukował wiele z nich w ich pamflecie, na który teraz odpowiadam. Zanim M. Kostyn stał się przesiewaczem, wyraził się do mnie, że on zauważył, iż ja w mojej odpowiedzi zupełnie pobiłem Rutherfordowe '”Przesiewania po Żniwie” i że udowodniłem mu, iż ono było pierwszorzędnym kłamstwem.

      To, co następuje, dopomoże Braciom i Siostrom zrozumieć, co było przyczyną, że Rutherford wydał to pismo przeciw mnie: Gdy w sposób nieprawny i grzeszny wyrzucił on czterech braci, stanowiących Zarząd Towarzystwa, wiedział on o tym, iż ja trzymałem ich stronę, będąc przeciw niemu, wiedział również, że miałem wpływy w zborach, postanowił zatem uczynić coś nadzwyczajnego przeciw mnie, ażeby między braćmi w Ameryce zneutralizować ten fakt, że występowałem przeciw jego przywłaszczeniom władzy. Dlatego dokonał czterech złych czynów: (1) Ogłosił znane jemu fałszerstwo, że doznałem pomieszania zmysłów, co rzekome Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. również popiera; (2) Przedstawił mnie w złem świetle, jakobym użył w oszukańczy sposób papierów, danych mi przez komitet wykonawczy naznaczony przez Zarząd, co i to rzekome Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. przyjmuje; (3) Dowodził on
kol. 2
fałszywie, że rozbiłem zbór brytyjski; i (4) Oskarżył mię fałszywie, że w zmowie z czteroma dyrektorami z Zarządu usiłowałem rozbić Towarzystwo w Ameryce. Te fałszywe oskarżenia ogłosił w Przesiewaniu po Żniwie. Ażeby dowiedzieć się prawdy odnośnie tych czterech punktów, potrzeba podać niektóre szczegóły. W lecie w roku 1916 brat Russell postanowił wysłać mię w podróż pielgrzymską do Europy, szczególnie do Brytanii i Irlandii. W dniu 21 października 1916, tj. dziesięć dni przed jego zgonem, zadecydował w dodatku, ażebym załatwił się z konspiracją, prowadzoną szczególnie przez dwóch z trzech zarządów w londyńskim Betel, którzy chcieli mu odebrać władzę oficjalnie w londyńskim Przybytku; ponieważ wszyscy trzej od lat nie uznawali po większej części jego oficjalnych władz w londyńskim Betel; a więc Brat Russell zadecydował, ażebym dodatkowo do pracy pielgrzymskiej występował, jako jego reprezentant w uporządkowaniu kłopotów w londyńskim Przybytku i Betel. Jednak w dniu 21 października nie dał mi szczegółów, w jaki sposób on by chciał, ażebym uporządkował kłopot, ponieważ nie otrzymał jeszcze szczegółów owego kłopotu. Spodziewał się, że szczegóły nadejdą do Brooklyna, gdy on powróci z podróży przed 5 – ym listopadem, ponieważ na 5-go listopada miał mieć wykład w New Yorku, lecz jak nam wiadomo w dniu 31 października umarł. A tak umarł zanim dowiedział się, jakie były te szczegóły. Zarząd Towarzystwa, dowiedziawszy się, że Brat Russell zadecydował wysłać mię do Europy, postanowił wykonać jego wolę w tej sprawie. Było to w czasie wojny, kiedy bardzo trudno było uzyskać paszport; a więc poprosiłem komitet naznaczony przez Zarząd, aby się zajął sprawą dostarczenia mi paszportu itp. dokumentów, któreby wskazywały na konieczność wyjazdu do Europy, gdyż w przeciwnym razie nie będę mógł otrzymać paszportu. Nie wspominałem ani słowem, co oni mają w tym kierunku uczynić, jak tylko nadmieniłem, że brat Russell mówił, że gdy się nie poda dobrych powodów do departamentu paszportów w Washingtonie, to paszport nie będzie mógł być wydany. Bez żadnej dalszej dorady z mej strony J.F. Rutherford w dniu 2-go listopada w mojej obecności podyktował list, który nie miał mieć istotnego znaczenia. Treść tego listu nadawała mi pełną władzę i autorytet we wszystkich sprawach i interesie Towarzystwa, w każdym kraju do któregokolwiek byłbym wysłany; list ów wyszczególniał cztery władze, jakie miałem do wykonania. Lecz, jak już powyżej było zaznaczone, że ów list nie miał mieć istotnego znaczenia, tj. iż nie było zamierzone, ażebym miał wykonywać te władze. Tylko umyślnie tak podano, ażebym mógł otrzymać paszport. List był umyślnie datowany 1-go listopada, ażeby nie wzbudzić podejrzenia w departamencie paszportów, że się zgłaszam po paszport za prędko po napisaniu listu. Bo po paszport miałem się zgłosić 3-go listopada. Gdy ten list był dany bratu Van Amburgh do podpisania, jako sekretarzowi Towarzystwa, ten odmówił podpisu, gdyż, według jego zdania, list ów nadawał mi za wielkie władze. Lecz gdy J.F. Rutherford wytłumaczył mu, że to nie znaczy, że będę miał takie władze, lecz że jedynie tak zostało napisane, w celu uzyskania dla mnie paszportu, wtedy on go podpisał. Ten list będę nazywał „listem mianującym”, tak, aby go odróżnić od innych dwóch dokumentów, jakie tu są przedstawione. Prośba podana o paszport została uwzględniona i departament paszportów datował go w dniu 4-go listopada. Proszę nie zapominać o dacie 4-go listopada, jako o dniu wydania paszportu. W dniu 8-go listopada nadeszła korespondencja do Betel w Brooklynie, podająca szczegóły konwencji londyńskiej; i brat Ritchie, wiceprezes Towarzystwa, po przeczytaniu korespondencji przyniósł ją do mnie, mówiąc, iż mam to zbadać, zanim udam się w podróż do Anglii, celem zrozumienia tamtejszej sytuacji. Badałem tę korespondencję w dniach 8 i 9 listopada i wieczorem w dniu 9-go listopada powiadomiłem komitet wykonawczy o kłopocie londyńskim, o którym żaden z członków tegoż komitetu nic dotąd nie wiedział oprócz brata Ritchie, który dowiedział się o tym dzień przedtem. Członkowie komitetu natychmiast zauważyli, że gdybym pojechał do Anglii tylko z władzą pielgrzyma, to jako pielgrzym musiałbym podlegać trzem tamtejszym zarządcom i

poprzednia strona – następna strona