Teraźniejsza Prawda nr 236 – 1968 – str. 14

konieczne do zwiedzenia lub zmuszenia postrachem drugich, aby mu dali wyłączną kierowniczą i wykonawczą władzę we wszystkich interesach i sprawach Towarzystwa. Gdy nam mówiono, iż chcą nas wystawić jako kandydata na prezesa Towarzystwa, to natychmiast odmówiliśmy woląc raczej, ażeby J.F. Rutherford miał ten honor; poparliśmy go na ten urząd zamiast siebie samego i radowaliśmy się z jego obrania.

      (57) Gdy dowiedzieliśmy się, że Pan dał nam przewodnictwo pracy kapłańskiej, jako nauczyciel i wykonawca, chociaż wtenczas pomyliliśmy się biorąc imię za urząd, w szczerości naszego serca wierząc, że on będzie tak się cieszył z naszego przywileju, jak cieszyliśmy się z jego, powiedzieliśmy mu o tym. Wystawiony na możliwość okazania wielkoduszności lub zazdrości, nie mogąc znieść przypuszczalnego współzawodnika, on umyślnie, złośliwie i oszukańczo przed całym Kościołem zamordował nas, twierdząc iż miłuje nas ponad wszystkich innych pielgrzymów, ażeby mógł mieć pierwszeństwo. Wystawiony na możliwość poddania się Zarządowi Towarzystwa, tak jak był powinien, lub na bezprawne wyrzucenie sprzeciwiającej się większości obrał to ostatnie, ażeby mógł utrzymać swoją niewłaściwie osiągniętą władzę, chociażby znaczyło to i rozłam w Kościele. Mając do wyboru albo sprzeciwić się takiej uzurpacji i utracić wiele co było drogie dla nas, lub spokojnie poddać się jej i w nagrodę za to stalibyśmy się wielkim w Towarzystwie, śmiało staliśmy za racją i ponieśliśmy wielką stratę. Lecz z tych doświadczających pokuszeń wyszło jawne objawienie od Pana, a następujące wypadki potwierdzają je, że struktura wiary i charakteru J. F. Rutherforda była zbudowana na Chrystusie jako na Piasku.

      (58) Jako nagrodę nieco później Pan dał nam zrozumieć, że rozdzielenie w r. 1917 było rozdzieleniem pozafiguralnego Eliasza i Elizeusza. To było podczas tak zwanej opozycji wystawienia kandydatów na urzędy Towarzystwa. Menta Sturgeon był ich kandydatem na prezesa. Nie byliśmy żadnym kandydatem, gdyż odmówiliśmy naszą kandydaturę na dyrektora. Podczas konwencji w Pittsburghu w styczniu 1918 roku w łączności z którą przeprowadzono wybory na urzędników i dyrektorów Towarzystwa, powiedzieliśmy mu o naszym wyrozumieniu rozdzielenia, przypuszczając, że będzie rad dowiedzieć się o tym. Mając do wyboru, być albo wielkodusznym, albo zazdrosnym co się tyczy tego, że Pan udzielił nam to wyrozumienie, on tak jak p. Paton, który okazał zazdrość br. Russellowi, ponieważ Pan udzielił jemu, a nie p. Patonowi, wyrozumienie 3Moj. 16, pozwolił duchowi zazdrości zapanować nad sobą, który doprowadził go do takich skrajności, że odstręczyły one od niego prawie całą ,,opozycję”, natomiast my w tym doświadczeniu byliśmy uprzejmie zachowani w miłości Bożej i byliśmy użyci wraz z innymi do wyprowadzenia go do bramy i do oddania go człowiekowi na to obranemu. Czterech członków Komitetu
kol. 2
Fort Pitt mając wystawioną przed sobą możliwość dalszego używania bardzo skromnych władz, danych temu Komitetowi lub możliwość sformowania korporacji, która dałaby im władzę, jaką dyrektorzy Towarzystwa mieli, ulegli w tym pokuszeniu chwytania za władzę i zostali objawieni jako budujący na Piasku; natomiast my, mając takie same możliwości wystawione przed sobą, odmówiliśmy skażenia organizacji Kościoła, chociaż wiedzieliśmy, że to pociągnie za sobą więcej strat i cierpień. Mając do wyboru, albo głoszenie postępującej Prawdy o ostatnich pokrewnych czynnościach Eliasza i Elizeusza i o złym słudze (które to prawdy oni przyjęli) albo pozyskiwania zwolenników przez milczenie na te przedmioty, oni z powodu popularności obrali to ostatnie i starali się nas zmusić, abyśmy milczeli względem tych przedmiotów, albo byli zmuszeni cierpieć z powodu niezgadzania się z większością komitetu. Mając do wyboru milczenie odnośnie Prawdy na czasie, lub też utracenie łaski większości z towarzyszącymi stratami, głosiliśmy Słowo i ponieśliśmy szkodę, lecz zwyciężyliśmy pokuszenie.

      (59) Te kilka przykładów daje nam ilustrację, jak wiały niektóre z owych wiatrów. Każdy budowniczy może badać ich rozmaitą działalność i nauczyć się z nich lekcji. Na dom zbudowany na Opoce wiatry nie miały żadnego złego skutku. Czasami zahałasowały może jego drzwiami i oknami, i może nawet zatrzęsły nim cośkolwiek; lecz ostatecznie pozostawiają go w całości. Lecz nie taki skutek mają one na dom zbudowany na Piasku. Widzieliśmy już jak deszcz spustoszył sufity, ściany, podłogi i meble, i jak powodzie po części napełniły go, usunęły jego fundament z piasku i wzięły go precz z miejsca, taczając go z jednej strony na drugą, kręcąc nim wkoło i wkoło, przewracając go często i rzucając nim aż zaczął trzeszczeć i pękać. Ten dom tak okropnie zniszczony i osłabiony, ostatecznie jest uderzony przez wiatry, które w końcu rozrywają go w kawały, a te potem płyną po falach. Mieszkaniec znajduje się w wodzie, zbity niemiłosiernie od deszczu, fali i wiatrów. Na szczęście chwyta się krokwi dachu — jakiejś dobrej swej zalety — która opatrznościowo płynie tak blisko, że może ją sięgnąć. Tej on się trzyma, ratując swe drogie życie. Lecz często bywa zanurzony pod wodę z powodu jej przewracania się. Potem zdaje mu się, że czas mija wolno, gdy bezcelowo płynie raz pod wodą, drugi raz nad wodą. Jego siła zbliża się ku wyczerpaniu. Zdaje mu się, że nie jest w stanie trzymać się dłużej krokwi i gdy ślizga się z niej, jego stopy uderzają o ziemię, a z tego poznaje, że ląd jest blisko. Otrzymawszy łaskę od Pana i skupiając wszystką swoją pozostałą siłę, z trudnością dostaje się do brzegu i jego życie jest ocalone, lecz wszystko inne stracone! Czy jesteśmy takimi, lub takimi jak ten, który budował na Opoce — jakimi? Tak jak przyjście jutra jest pewne, tak też czas i deszcz, powódź i wiatry objawią jakimi jesteśmy.

poprzednia stronanastępna strona